Choć cisza wyborcza zakończyła się o 22:30, internet dużo wcześniej huczał o wynikach wyborów. Czy w dobie social mediów cisza wyborcza ma sens, skoro wszyscy znają wyniki i piszą o nich, posługując się czytelnymi aluzjami?
Cisza wyborcza rozpoczęła się o północy z piątku na sobotę i miała trwać do zamknięcia lokali wyborczych w niedzielę o godzinie 21:00. Została jednak przedłużona o półtorej godziny, ponieważ w jednym z lokali wyborczych w województwie śląskim zmarła kobieta, przez co głosowanie wstrzymano tam na ponad godzinę. Wyniki exit poll można było więc podać dopiero po 22:30. W czasie ciszy wyborczej zabronione jest prowadzenie kampanii i nakłanianie do głosowania na określonych kandydatów. Sztaby i kandydaci nie mogą rozdawać ulotek czy rozwieszać nowych plakatów, zabronione są także działania w internecie. Media natomiast mogą informować jedynie o frekwencji wyborczej, nie wolno podawać im cząstkowych wyników.
Przedłużenie ciszy wyborczej okazało się kłopotliwe dla mediów tradycyjnych, które przed 21:00 rozpoczęły wieczory wyborcze. Spowodowało to także opóźnienie internetowych wydań dzienników. W internecie natomiast komentarze na temat wyników wyborów pojawiały się już wczesnym popołudniem. Dziennikarze sprytnie omijali ciszę wyborczą, kamuflując informacje i posługując się aluzjami. Poparcie dla kandydatów wyrażano m.in. w postaci cennika bigosu i budyniu. Tym określeniem posługiwał się m.in.. Marcin Pieńkowski z Rzeczpospolitej. Cezary Gmyz z Do Rzeczy pisał z kolei: „Na razie na liście przebojów prowadzi „Oh doo dah day” 54, „Pojedziemy na łów” 46”. Pojawiły się też ceny kiełbasy myśliwskiej i kiełbasy krakowskiej.
Zbigniew Lazar, prezes ModernCorp, jest zdania, że w dzisiejszych czasach cisza wyborcza rozumiana tak, jak definiuje ją nasze prawo, nie ma najmniejszego sensu. „Byliśmy wczoraj świadkami, jak nawet stacje telewizyjne mówiły o bazarkach, na których podwawelska szła za tyle i tyle złotych, a myśliwska za tyle i tyle…” – zauważa. Lazar twierdzi także, że jeśli z jakiegoś prawa robi się pośmiewisko, to trzeba to prawo zmienić. „Najwyższy czas, żeby prawodawca zrozumiał, że dalsze utrzymywanie tak opisanej ciszy wyborczej będzie powodowało coraz silniejsze jej ośmieszanie. A dla żadnej instytucji nie jest dobrze być ośmieszanym” – ocenia. Podobnego zdania jest Marcelina Cholewińska, dyrektor zarządzająca First Public Relatons, która uważa, że w czasach mediów społecznościowych cisza wyborcza to przeżytek i sytuacja sztuczna zarówno dla mediów, jak i dla opinii publicznej. „Nagle wszyscy musimy zamilknąć, a przecież i tak każdy już wie, na kogo zagłosuje i dla wszystkich jasne jest, z kim kto sympatyzuje” – podkreśla. „Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, by w jeden dzień, po wielotygodniowej kampanii, nagle znacząca liczba wyborców zmieniła dawno podjętą decyzję” – dodaje. Zaznacza również, że tak jak na wizerunek pracuje się latami, taki i na głosy wyborców pracuje się przez długi czas.
Według Lazara lepszym rozwiązaniem jest takie, jakie zastosowano na przykład w Anglii – nie wolno tam prowadzić akcji agitacyjnej w określonej odległości od lokalu wyborczego, by ktoś, kto idzie na wybory nie był przed nim atakowany. „Bardzo mnie śmieszy ten argument, że wyborcy potrzebna jest doba na ciszę, skupienie i przemyślenie. To tak, jakby wyborca był na tyle głupi, że wcześniej nie wyrobił sobie opinii. Wszyscy powtarzają, że wiemy, na kogo chcemy głosować co najmniej kilka dni przed samym aktem głosowania” – podkreśla. Dostrzega również, że problem z ciszą wyborczą będzie się jeszcze pogłębiał, bo nie wiemy, w jakim kierunku pójdą nowe media, metody i narzędzia, których być może dziś jeszcze nie ma. Przytacza sytuację, w której jeden z członków sztabu Bronisława Komorowskiego na kilka minut przed północą, przed rozpoczęciem ciszy, zmienił swoje zdjęcie profilowe na zdjęcie z hasłem „Głosuję na Bronka”. Potem, następnego dnia, ten ktoś publikuje statusy niezwiązane już z polityką, ale zdjęcie profilowe to nie jego twarz, tylko deklaracja głosu. „To jest ewidentne łamanie ciszy wyborczej, a jeśli już same sztaby znajdują sposoby, by ciszę obejść i ośmieszyć, tym bardziej jest to kpina” – twierdzi prezes ModernCorp. (mb)