W tygodniu poprzedzającym głosowanie nad skróceniem kadencji parlamentu mieliśmy do czynienia z kolejną falą konferencji prasowych organizowanych przez partie polityczne. Któryś ze skrupulatnych dziennikarzy wyliczył nawet, że w piątek było ich trzynaście. Jest to nader popularna forma kontaktu polityków z mediami. W obecnej napiętej sytuacji przedwyborczej występują głównie dwa typy konferencji: briefingi – czyli krótkie konferencje na stojąco oraz konferencje „klasyczne” – na siedząco. Teoretycznie briefingi powinny się charakteryzować niedługim czasem trwania, ale praktyka pokazuje, że briefing polityka potrafi trwać nawet 45 minut, co jest czasem długim nawet jak na konferencję „klasyczną”.
Obserwujemy obecnie zmianę funkcji konferencji prasowych. Podczas gdy dawniej było to narzędzie używane do przekazywania najważniejszych treści, to obecnie jest ono używanie do przekazywania każdej, nawet najbardziej błahej treści, częstokroć powtarzanej wielokrotnie i codziennie podczas spotkań z mediami.
Takie zjawisko jest spowodowane dwoma czynnikami. Z jednej strony politycy lubią pokazywać się w mediach, skądinąd słusznie rozumując, że im częściej występują w telewizjach, tym bardziej są rozpoznawalni, ale też im częściej powtarzają te same przekazy, tym bardziej wbijają się one w świadomość opinii publicznej. Politycy nawet często komunikują się ze sobą wyłącznie poprzez media.
Z drugiej strony mamy potrzeby mediów. Powstaje coraz więcej kanałów informacyjnych nadających całą dobę i czymś trzeba tę „antenę” wypełnić. Każda stacja chce być jednocześnie pierwsza i lepsza od konkurencji. Stąd transmitowanie właściwie wszystkich konferencji prasowych bez dokonywania gradacji ich ważności. Bo zawsze może się zdarzyć, że polityk odpali jakąś „bombę”.
W ten sposób powstało swoiste perptuum mobile
Pisząc te słowa na starcie oficjalnej kampanii wyborczej jestem przekonany, że ostatni rekord trzynastu konferencji prasowych w ciągu jednego dnia zostanie niedługo pobity. Do czasu, gdy opinia publiczna przestanie to znosić, bo zrozumieć taki natłok informacji i tak jest trudno. Ale czy Polacy przestaną oglądać polityków występujących w programach informacyjnych?