sobota, 16 listopada, 2024
Strona głównaFelietonyOrędzie orędziu nierówne

Orędzie orędziu nierówne

Na początku chciałbym stwierdzić, że telewizyjne orędzie Donalda Tuska z 2 maja było normalnym wystąpieniem premiera w normalnym kraju. Tak naprawdę nic szczególnego – tak w warstwie wizualnej, jak i w swojej treści. I pewnie przeszłoby bez większego echa, gdyby nie narzucające się porównanie z marcowym wystąpieniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Dlatego też zapewne, jednym z pierwszych komentatorów poproszonych o ocenę wystąpienia premiera, był „autor” orędzia prezydenckiego – Jacek Kurski. Jak stwierdził na antenie RMF-u: „Telewizja też potrafi bardzo ładnie produkować. Wszystko zależy od pomysłów scenarzystów i reżyserów. Tutaj pewnym nieporozumieniem – bo może skandalem to za dużo powiedziane – takim rysem charakterystycznym Platformy jest korzystanie z usług firmy prywatnej, w sytuacji, kiedy jest telewizja publiczna, z usług której należało w oczywisty sposób korzystać”.

Z posłem – producentem orędzia Lecha Kaczyńskiego mogę się zgodzić tylko w jednym: wszystko zależy od pomysłów scenarzystów i reżyserów. To rzeczywiście udowodnił swoim wiekopomnym już dziełem.

Największą „sensacją” związaną z orędziem premiera, okazała się – podana przez Dziennik – informacja, że: „Orędzie premiera przygotowała prywatna firma ATM znana m.in. z produkcji serialu »Świat według Kiepskich«”. I należałoby tu zadać pytanie – i cóż z tego? Czy „Kiepscy…” są kiepscy? Chyba nie, jeśli Polsat – stacja bądź co bądź komercyjna, a więc umiejąca liczyć pieniądze – emituje ten serial już od kilku lat, to oznacza, że podoba się widzom. To chyba jest najlepszą oceną pracy ATM.

Donald Tusk skorzystał więc z pomocy fachowców. I dobrze, bo efekt „wizualny” został przez większość komentatorów oceniony pozytywnie. Wydatek 10 tys. zł poniesiony na ten cel okazał się dobrą inwestycją, zwłaszcza jeżeli porówna się efekt z „amatorką”, jaką było orędzie prezydenta przygotowane przez Jacka Kurskiego (przynajmniej flaga była na swoim miejscu).

Przy okazji warto zacytować jeszcze jedną wypowiedź Jacka Kurskiego: „Zlecenie realizacji orędzia na zewnątrz pokazuje mentalność tej ekipy – pchanie pieniędzy w kieszenie prywatnych firm”. I wskazał, że gdyby orędzie produkowała TVP, rząd nie zapłaciłby ani złotówki.

Warto przypomnieć posłowi Kurskiemu, że od 1989 r. mamy wolny rynek i nie widzę powodów, dla których nawet publiczna telewizja miałaby być preferowana. A „za darmo” nie oznacza wcale „dobrze”.
 
Poza tym, za „darmowe” usługi TVP na rzecz władz państwowych, płacą przecież wszyscy opłacający abonament. A znając realia pracy telewizji publicznej i stacji prywatnych, stawiam dolary przeciwko orzechom, że koszty TVP są znacznie wyższe niż np. firmy ATM.

W komentarzach dotyczących orędzia zalazło się sporo uwag krytycznych dotyczących jego treści: „Mocną stroną wystąpienia premiera Donalda Tuska była forma, a nie jego treść” – uważa prof. Ireneusz Krzemiński socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego; „Przerost socjotechniki nad merytoryczną treścią w tym sensie, że wystąpienie nie odnosiło się do najważniejszych spraw” – ocenił politolog z Akademii Świętokrzyskiej, prof. Kazimierz Kik; przewodniczący SLD Wojciech Olejniczak uważa, że w wystąpieniu premiera zabrakło konkretów oraz realnych rozwiązań, które wpłynęłyby na poprawę życia Polaków. Niekoniecznie trzeba się z tymi uwagami zgodzić. W mojej opinii, premier powiedział to, co naród chciał usłyszeć. Dlaczego?

Od wielu już lat, podstawą przygotowania ważnych wystąpień polityków jest analiza badań opinii publicznej. Ich wyniki decydują o tym, jakie tematy i w jakim kontekście są w nich poruszane. Tak robią praktycznie wszyscy politycy na całym świecie. No może z wyjątkiem pracowników Kancelarii Prezydenta, autorów marcowego przemówienia Lecha Kaczyńskiego. Przygotowując jego treść chyba „zapomnieli”, że obywatele RP to jedna z najliczniejszych na kontynencie grup euroentuzjastów i „straszenie” ich Unią Europejską jest – delikatnie mówiąc – bez sensu.

Niemniej, nie chce mi się wierzyć, aby, bądź co bądź liczny i profesjonalny, zespół do spraw komunikacji społecznej premiera poszedł inną drogą i nie skorzystał z badań.

Może i premier „nie poruszył najważniejszych spraw” dla polskich elit intelektualnych – a takimi są przecież dziennikarze, publicyści, naukowcy czy politycy, ale może trafił do rodziny Kiepskich? To pokażą badania opinii publicznej.

Wojciech K. Szalkiewicz

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj