Stało się. Kryzys dopadł najpopularniejszą stację telewizyjną i jak kula śnieżna pędząca ze stoku rośnie, rośnie…
Zaczęło się w piątek, 13 lutego, w Internecie pojawił się zapis wideo z przygotowań do „Faktów”. Widać na nim głównego prowadzącego i twarz programu – Kamila Durczoka – w niegrzeczny i chamski sposób odnoszącego się do współpracowników. Film jest szokujący, dotyczący znanej postaci, nie ma się więc co dziwić, że w ciągu kilku godzin zdobył tysiące widzów.
Stacja zareagowała natychmiast. Interweniując u właścicieli portali z kontentem wideo i powołując się na własności praw intelektualnych, zażądała usunięcia filmów. Działanie szybkie, ale czy to nie właśnie ono doprowadziło do eskalacji kryzysu? Może warto było przyjąć inny scenariusz, nikomu jeszcze nie udało się przecież ocenzurować Internetu.
Internauta, człek przekorny…
Sprawa pana Durczoka może zaszkodzić stacji, zwłaszcza że w złym świetle stawia człowieka, który jest twarzą najważniejszego programu stacji – „Faktów”. O popularności wydarzenia i jego oddźwięku niech stanowi fakt, że widzowie są zniesmaczeni do tego stopnia, że dzwonią w tej sprawie do programu „Szkło kontaktowe”. Fora internetowe, nie tylko te związane z mediami, kipią, a w samej tylko Gazecie Wyborczej wątek zainicjowany był na stronie głównej kilkukrotnie. Sprawą zainteresowały się także portale plotkarskie, wbijając szpilę w samo serce stacji.
Oliwy do ognia dolały serwisy, w których opublikowano, a później usunięto film sprzed nagrania ,,Faktów”. Po każdej próbie uruchomienia filmów w serwisie YouTube pojawia się napis, że film usunięto z powodu roszczeń TVN-u. Jednak jak pokazują liczniki, film zanim został usunięty, stał się bardzo popularny. Nic więc dziwnego, że postawa TVN-u została odczytana jako próba cenzury Internetu, czego efektem jest – jak podaje serwis Wirtualnemedia.pl – pojawienie się filmu na portalach chińskich i tureckich. Sieć zawrzała ponownie, już nie tylko o samym wydarzeniu w studiu „Faktów”, ale także o działaniach stacji.
Zadziwiająca jest postawa stacji TVN, która wydaje się bagatelizować sprawę, wyrażając się przy tym stanowczo, ale w tonie, w którym nie słychać wyrażenia ubolewania. Obawiam się, że takie stanowisko oraz twierdzenie, że postawa prowadzącego „Fakty” wynikała z troski o interes widza, prowadzą donikąd. Informowanie przy tym o wewnętrznym śledztwie i groźbach wobec osoby, która udostępniła film ze studia, nie dodaje firmie sympatyków. Przecież to do mediów należy pokazywanie rzeczywistości.
Kryzys, który urodził się w piątek, 13 lutego, nie skończy się szybko, zwłaszcza w Internecie. Obawiam się, że jedyna szansa na szybkie wyjście stacji i pana Durczoka z twarzą to publiczne przeproszenie widzów i kolegi ze studia. Warto chyba także stanowczo oświadczyć, że firma nie patrzy przychylnym wzrokiem na taką formę współpracy pomiędzy pracownikami i dołoży wszelkich starań, by takowe zajścia więcej nie nastąpiły. Jednocześnie warto także publicznie wyjaśnić, kwestie dotyczące „cenzurowania” i wyraźnie poinformować, że wszelkie próby ograniczenia dostępu do filmu w Internecie były tylko i wyłącznie działaniami w obronie dobrego imienia stacji. Obawiam się, że w obecnej sytuacji im szybciej stacja zrozumie, że nie może sobie pozwolić na kryzys w stylu mBanku, tym lepiej także dla nas – widzów.