niedziela, 24 listopada, 2024
Strona głównaFelietonyHazard – wróg użyteczny

Hazard – wróg użyteczny

„Chcemy, by obkurczanie rynku hazardowego następowało w tempie 20 do 25 proc. rocznie” – zapowiedział premier Donald Tusk na konferencji prasowej 27.10.09 r. – Cha, cha, cha!!! – zaśmiali się „jednoręcy bandyci”. Po ogłoszeniu planu „ostatecznego cięcia” w tej kwestii mogłoby się wydawać, że premier, jako kolejny w Polsce polityk, zamierza wydać wojnę zdrowemu rozsądkowi i… tę wojnę wygrać. Jednak chyba nie?

Lider, bądź co bądź liberalnego ugrupowania, które wymyśliło i powołało m.in. Komisję Przyjazne Państwo, chce administracyjnie ograniczać rozwój jednej z najbardziej dynamicznych branż polskiej gospodarki, która wpłaca do budżetu ok. 400 mln zł rocznie i to w czasach kryzysu, gdy rząd na potęgę szuka pieniędzy.

Skoro premier twierdzi, że: „Kluczowym zadaniem nie jest zwiększanie dochodów budżetu, lecz uchronienie przed hazardem ludzi młodych”, to rodzi się, ekonomicznie uzasadnione, pytanie: za co rząd sfinansuje tejże młodzieży inne formy spędzania czasu wolnego? Z programu „komputer dla ucznia” już zdaje się wycofał – z powodu braku pieniędzy, chociaż w tym kontekście warto przypomnieć, że w sieci dostępnych jest co najmniej kilkanaście „hazardowych” witryn.

Warto też przypomnieć naszym „liberałom”, że fakt, iż w Polsce zainstalowanych jest ponad 50 tysięcy automatów o niskich wygranych nie wynika ze „spisku” ich właścicieli, ale z popytu (!) na tego typu rozrywkę. Jako obywatel tego „przyjaznego” państwa chciałbym spytać, dlaczego po raz kolejny rząd chce mi dyktować, co mam zrobić ze swoimi pieniędzmi? Nawet, jeżeli w grę wchodzi 8,5 mld zł, które w ubiegłym roku Polacy wrzucili do automatów.

„Dzieci” Ala Capone już zacierają ręce. Nic tak nie sprzyja szarej strefie, korupcji i rozwojowi przestępczości, jak prohibicja i administracyjne ograniczenia. Już dawno przekonali się o tym Amerykanie, a Polacy pamiętają jeszcze słynną „godz. 13-tą”, która nie tylko nie zlikwidowała w Polsce alkoholizmu, ale zrodziła „podaż” w postaci sieci, jak najbardziej nielegalnych, „melin”, które z powodzeniem funkcjonowały w latach 80.
I jeszcze jedno pytanie: jak rząd chce ograniczyć hazard w sieci? Wzorem Chin cenzurować Internet, blokować dostęp do stron?

„Hazard, szczególnie w tej najtwardszej wersji, która grozi uzależnieniem głównie młodych ludzi, a często także dzieci, chcemy ograniczyć, a jeśli to możliwe – wyplenić” – mówił Tusk. Paranoja związana z „aferą hazardową”? Chyba jednak nie do końca.

Już z zapowiedzi D. Tuska widać, że nie o hazard w tym wszystkim chodzi. Bo dlaczego – z tych samych powodów – nie ograniczyć, a wręcz zakazać jeszcze bardziej szkodliwego społecznie spożywania alkoholu, palenia papierosów, działalności burdeli (nie oszukujmy się eufemizmem – agencje towarzyskie), czy nawet handlu w niedzielę?

Jak stwierdził premier: rząd daje sobie pięć lat na znaczne ograniczenie hazardu w Polsce. Co będzie za pięć lat – któż to może wiedzieć? Dzięki takim deklaracjom PO i D. Tusk mogą stracić kilka milionów głosów: użytkowników „jednorękich…”, 50 tys. drobnych przedsiębiorców: właścicieli barów, stacji benzynowych, klubów, w których się one znajdują, 100 tys. ludzi w nich zatrudnionych, itp., itd., czyli przegrać wybory, zarówno te prezydenckie już za rok, jak i te parlamentarne – za dwa lata. Warto przypomnieć, jaki skutek dla PiS-u miały słowa Jarosława Kaczyńskiego o młodych ludziach oglądających gołe d… w Internecie i popijających piwo…

Słowa premiera oznaczają tylko jedno – nic się w tej materii nie zmieni. Jego deklaracja – już zestawiana przez dziennikarzy z „kastrowaniem pedofilii” – pozostanie jeszcze jedną obietnicą niezrealizowaną przez polityków, ze względu na „obiektywne trudności” (i chyba – zdrowy rozsądek).

Ale ogłoszona właśnie „wojna z hazardem” ma inny cel.
Premier nie ukrywał, że jest ona efektem „afery hazardowej”, która zatrzęsła rządem i pozycją PO na polskiej scenie politycznej. Jako, że coś z tym fantem trzeba było zrobić, najpierw potoczyły się głowy ministrów, ale to okazało się za mało. Więc – zgodnie z klasyczną teorią walki politycznej – trzeba było znaleźć wroga. Na tyle spektakularnego, aby walka z nim była „trudna i długotrwała” i na tyle „potężnego”, aby można było łatwo wytłumaczyć „porażkę”. Na wspomnianej konferencji Tusk wyjaśniał, że jego decyzje mają związek z ujawnieniem podsłuchanych rozmów polityków z przedsiębiorcami z branży, z których już zrobiono członków niemalże „hazardowej mafii”.

Już dwa lata temu (21.09.2007r.) w zamieszczonym na PRoto felietonie pt. Jeżeli nie ma „Układu”, to trzeba go stworzyć! Po co komu „Układ”? napisałem: Strategia wskazywania wroga jest jednym z najstarszych i najskuteczniejszych sposobów zdobywania i sprawowania władzy. Już starożytni Grecy mieli swoich Persów, Rzymianie – barbarzyńców; nie tylko Chrześcijanie mieli swoich Żydów, później przyszła kolej na masonów, dziennikarzy, cyklistów, kułaków, burżujów, prywaciarzy, syjonistów, itp., itd. W czasach IV RP wrogiem publicznym numer jeden jest „Układ”. (…) Użycie „wroga” w walce politycznej jest bardzo funkcjonalne. Ułatwia bowiem budowanie strategii wyborczej, formułowanie sloganów i haseł, tworzenie partyjnych reklamówek.

Dla rządu D. Tuska – takim użytecznym wrogiem może być „hazard”. Już podczas wspomnianej konferencji prasowej stwierdził, że posłowie nie powinni dyskutować nad propozycjami rządu w tej sprawie, tylko przyjąć je przez aklamacje. W ten sposób „kto nie będzie z nami – będzie przeciwko nam” i naszej, jakże szlachetnej, walce z „patologią” społeczną. Jak, myślący o swojej przyszłości polityk, może po oświadczeniu premiera, odpowiedzieć na pytanie: Czy popiera Pani/Pan walkę rządu z hazardem?

Dlatego, już można prorokować, że dołączymy do Rosji i Ukrainy, które w ostatnich latach zdecydowały się ostro uderzyć w hazard. Nie po raz pierwszy nasz parlament, pod wpływem chwili, uchwali głupie przepisy – do tej pory obowiązuje np. ustawa nakazująca rejestrację agresywnych psów. Czy od tego ubyło pogryzień?

A może jednak warto przyjrzeć się, jak ten „problem” rozwiązany jest w krajach Unii Europejskiej? Jesteśmy jednym z dwóch krajów UE, w których obowiązuje najbardziej restrykcyjna ustawa antyaborcyjna, która… problemu aborcji wcale nie rozwiązała, stworzyła za to „aborcyjne podziemie”.

Pewne jest natomiast jedno: PO przejęła już inicjatywę strategiczną w politycznej wojnie toczącej się pod hasłem „afera hazardowa”. Bo, jak głoszą tytuły prasowe: to Rząd idzie na wojnę z jednorękimi bandytami („Dziennik”), to Tusk (jest) przeciw jednorękim bandytom („Rz”).

Wojciech K. Szalkiewicz

PS Dla pewności zaznaczę, że: nie jestem na usługach – lobbystą – „jednorękich bandytów”, na automatach nie grywam, a w kasynie byłem dwa razy i to za granicą.

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj