Taki dowcip krąży obecnie w internecie, a odpowiedź brzmi: pralka, w przeciwieństwie do Kukiza, ma program.
Czy powinien dziwić spadek notowań Kukiza? Nie. Jednak liczący na spektakularny spadek notowań muzyka poniżej progu mogą być rozczarowani. Kukiz swoje weźmie. A ile? Zależy jak bardzo pójdzie w ślady Ogórek i jak wiele korzystając z jego niemocy odbiorą mu ci, którzy też chcą podbić scenę polityczną. Póki co Kukiz jest na liście przebojów, ale konkurentów przybywa, a jego nuty już jakby mniej porywają do tańca.
W każdych wyborach ci, którzy stracili cierpliwość do klasy politycznej (a jest ich niemało), głosują po prostu przeciw. Przeciw rządzącym, przeciw ogranej opozycji, przeciw systemowi. Tak jakby na złość.
To pomogło odnieść sukces Samoobronie, potem Ruchowi Palikota. A teraz przyszedł czas na ruch… ze strony Kukiza. Gdyby nie Kukiz, o wiele lepszy wynik w wyborach prezydenckich osiągnąłby Korwin-Mikke. Przygrywką do jego sukcesu był zresztą rezultat wyborów europejskich. Ale Korwin-Mikke nie wykorzystał fali, którą wywołał. Przespał ją. A że lubi przysnąć, przekonaliśmy się oglądając symboliczne zdjęcie śpiącego Janusza podczas obrad Parlamentu Europejskiego. A przyśniło mu się wówczas chyba wiele, bo to, co robi po przebudzeniu, skutecznie zniechęca do niego wielu fanów. Radą dla Janusza byłaby chyba strategia „na Jarosława”, zniknąć i dozować wrażenia artystyczne. Bo gdy jest, to pozostając w klimacie muzycznym – paradoksalnie im więcej jego – tym mniej.
Każdy kolejny wybryk Korwin-Mikkego przypomina szaleńcze próby zwrócenia na siebie uwagi przez drugiego Janusza – Palikota. Ale on swoje pięć minut już miał, zagościł na liście przebojów i… sezon na Janusza się skończył. Nie pomogą mu nawet okrągłe karty do głosowania czy koszulki, którymi chce porwać tłumy.
Kukiz na tle takiej konkurencji wypadał naturalnie, nie „śpiewał” z playbacku i był wiarygodny. Ale w polityce jest trochę jak w sporcie – z formą trzeba trafić na mistrzostwa. Znane są przypadki tych, którzy dobrze się zapowiadali, a nie trafili.
Kukiz jak Ogórek?
Ogórek na wejściu dobrze rokowała. Przez chwilę stała na podium sondaży prezydenckich, a amerykański Playboy zachwycał się jej urokiem. A wszystko to w ciszy. Ale kampania trwała, a ona w końcu musiała zaśpiewać . I znowu, jak mówi piosenka, okazało się, że… im więcej ciebie tym… mniejsze poparcie. Im więcej słów, tym więcej nieporozumień i zniechęcenia, a do tego niejasna sytuacja z poparciem partii, która bardziej potrzebuje pomocy niż sama może jej udzielać. Atrakcyjność nie wystarczyła i gwiazda Ogórek jak szybko zabłysnęła, tak szybko zgasła.
Ale Kukiz gwiazdą jest od lat i markę ma zbudowaną. Tyle tylko, że w polityce, by wzbić się ponad poziom samych głosujących przeciw – trzeba coś zaoferować. A jedyna obietnica, jaką można usłyszeć od muzyka to ta, że: da ci torbę z darami, auto z alufelgami, portfel cały wypchany dolarami a ty… a ty wybierz go.
Kukiz wstrzelił się idealnie w kalendarium wyborów prezydenckich, ale obecnie czas gra na jego niekorzyść i z formą, którą prezentuje, w ostatnich tygodniach może nie doczekać do wyborów parlamentarnych. Już nie tylko media nie zachwycają się Kukizem tylko dlatego, że jest w kontrze do starych graczy politycznych, a magiczne JOW-y coraz częściej stają się synonimem tego, że ludzie głosują i nie bardzo wiedzą na co, po co i z jakim skutkiem.
Momentem zwrotnym w kampanii parlamentarnej Kukiza był dzień, w którym ogłosił ze sceny, że programu nie ma i mieć nie będzie. Niedługo po tym zreflektował się chyba, że jak mawia klasyk – nie powinien iść tą drogą i ogłosił, że ma… strategię. A mnie się wydaje, że brak mu zarówno strategii komunikacji, jak i politycznej. Argument pt. głosujcie na mnie, bo… bo tak – brzmi trochę jak żart. Nawet lepszy niż ten z pralką.
Scena się wypełnia
Im bliżej koncertu finałowego, tym ciaśniej robi się na scenie. Petru, który nie wykorzystał okazji do zaprezentowania się w ramach wyborów prezydenckich, teraz przyspiesza. Niemal z automatu pojawiają się negatywnie pozycjonujące go opinie i publikacje o jego chęci uczestnictwa w rządzie PO czy wręcz nazywanie go PO bis. Do kompletu brakuje tu jeszcze hitu z „rozgłośni Sowa i przyjaciele”, w której, jak dowiadujemy się niemal każdego dnia, nagrywało wielu artystów. Nawet ci, którzy teoretycznie ogłosili, że pora ze sceny zejść. Pytanie zatem, czy w restauracyjnej liście przebojów pojawi się też nagranie Petru. Niewykluczone, że przed nami i taka premiera. I bez różnicy czy będzie to oryginał, czy cover, a może tylko epizod w refrenie śpiewanym przez kogoś innego. Ważne, że coś się przyklei.
Szykuje się ciekawa kampania. Zobaczymy, czy Kukiz zdoła się obudzić i nie prześpi, jak Janusz, swojego najważniejszego koncertu. Jedyną nadzieją pozostaje to, że miasto obudzi się. Obudzi się i na trzeźwo oceni, kto serwuje hit, a kto fałszuje. A dzisiaj śpiewać każdy może.
Krystian Dudek, właściciel Instytutu Publico