Newsweek zarzuca LPP pozbawienie polskiego rynku masek ochronnych na rzecz wysłania ich do chińskich fabryk szyjących dla niej odzież – czytamy na wiadomosci.onet.pl. Gdańska spółka odpiera zarzuty.
22 marca 2020 roku serwis Newsweek.pl opublikował artykuł pt. „Właściciel Reserved wykupił z rynku maski, w których walczy się z koronawirusem”, w którym opisuje, że polska spółka odzieżowa, do której należą takie marki jak Reserved, Cropp, Mohito, House i Sinsay, miała pozbawić polski rynek masek ochronnych, by wysłać te produkty do swoich chińskich fabryk. Chodzi o akcję zakupu maseczek dla Chin, którą LPP przeprowadziło pod koniec stycznia 2020 roku. „Z publicznych deklaracji miało być ich nawet milion, ale ostatecznie było to 510 tys. sztuk” – czytamy. Jak podaje źródło, firma deklarowała wsparcie najbardziej potrzebujących regionów w Chinach, jednak 300 tys. masek trafiło do firm „z którymi łączą LPP długoletnie relacje biznesowe, a które produkują na jej zlecenie kolekcje modowe”.
Jak dalej czytamy, Newsweek podaje, że nie przerwano akcji wysyłki masek do Chin, mimo że już wówczas było wiadomo, że „wydrenuje to polski rynek maseczek i postawi w trudnej sytuacji placówki ochrony zdrowia”.
Tekst Newsweeka wywołał odzew wśród obserwatorów LPP i należących do niej marek, którzy w mediach społecznościowych domagali się wyjaśnień od firmy, krytykowali jej poczynania, wytykając jej hipokryzję pod postami dotyczącymi szycia masek dla polskiej służby zdrowia. 20 marca LPP poinformowało bowiem, że przekaże polskim placówkom medycznym maski o wartości miliona złotych.
Spółka LPP wydała oświadczenie, w którym stwierdza, że informacje podane w artykule Newsweeka są nieprawdziwe. „W momencie, gdy przekazywaliśmy maseczki do Chin fabryki nie funkcjonowały, a ich pracownicy przebywali w domach. Naszym jedynym celem było zmniejszenie rozprzestrzeniania się wirusa i ochrona ludzi. Maseczki przekazaliśmy do naszego biura, ambasad, konsulatów i firm, również tych z którymi współpracujemy. Nasza akcja pomocowa była reakcją na prośbę o pomoc przekazaną nam przez pracowników naszego biura w Szanghaju. Od wielu państwowych instytucji w kraju i w Chinach otrzymaliśmy podziękowania za szybką oraz bezinteresowną pomoc” – pisze firma w komunikacie. „Obecnie otrzymujemy wiele wsparcia od naszych partnerów, którym wtedy pomogliśmy. Dzięki nim mamy teraz możliwość kupienia i sprowadzenia do Polski maseczek o wartości 1 mln złotych. Dzięki nim wspieramy rząd w sprowadzaniu masek, kombinezonów, termometrów i specjalistycznych płynów do dezynfekcji dla szpitali. Przypominamy też, że od zeszłego tygodnia szyjemy w naszej firmie maseczki, które również trafią do potrzebujących” – dodaje LPP w swoim komunikacie.
Źródło: facebook.com/DiscoverLPP
LPP w oświadczeniu opublikowanym w biurze prasowym tłumaczy także, że akcja zakupu masek została zorganizowana w momencie, „kiedy epidemia zachorowań na koronawirusa ograniczała się wyłącznie do kontynentu azjatyckiego i była odpowiedzią na dramatyczny apel pracowników LPP i ich rodzin znajdujących się w Szanghaju, nie zaś aktem mającym na celu zachowanie ciągłości produkcji kolekcji spółki”. Spółka za nieprawdziwe uważa też stwierdzenie, że wysyłka masek do Chin zachwiała polskim rynkiem masek.
Autorzy tekstu opublikowanego na Newsweek.pl – Wojciech Cieśla oraz Julia Dauksza – zabrali głos po publikacji oświadczenia LPP. Ocenili, że stanowisko spółki jest „pełne kłamstw i wprowadza opinię publiczną w błąd”. „Nie odnosi się merytorycznie do tekstu, głównie powiela informacje, które w nim przedstawiliśmy. Ma za to sprawiać wrażenie, że LPP nie ma nic wspólnego ze szwalniami w Chinach, które dostarczają firmie ponad 30 proc. produkcji, a wysyłka masek była odruchem serca” – piszą o oświadczeniu LPP. (mb)