piątek, 10 stycznia, 2025
Strona głównaPublikacjeWywiad z... Wojciechem Szalkiewiczem o ratowaniu wizerunku rządu

Wywiad z… Wojciechem Szalkiewiczem o ratowaniu wizerunku rządu

PRoto.pl: W weekendowym wydaniu Gazety Wyborczej ukazał się tekst premiera, w którym podsumował on dokonania rządu i rozliczył go z obietnic danych wyborcom przed objęciem władzy. Czy takie działanie można przyjąć za początek ofensywy komunikacyjnej?

Wojciech Szalkiewicz, specjalista ds. marketingu politycznego: Trudno to określić jako rozliczenie. Jest to tekst w całej rozciągłości PR-owski, element strategii wizerunkowej. Tusk był ostatnio w cieniu i z tym niewątpliwie jest to związane. Nie łączyłbym tego z wyborami, chociaż jesteśmy w przededniu walki wyborczej, a do wyborów trzeba się przygotowywać non-stop.

Czy to początek ofensywy komunikacyjnej? Raczej nie. W moim przekonaniu jest to bardziej odpowiedź na bieżącą krytykę płynącą ze strony opozycji i mediów, działanie doraźne mające na celu podreperowanie wizerunku premiera po tym, jak pozycja PO zaczęła się wahać w sondażach. W sytuacji spadku popularności rządzącej partii zaplecze polityczno-medialne PO poszukuje sposobów na poprawę swojego wizerunku. W tym nurcie mieści się też nowa inicjatywa.

PRoto.pl: Na stronie internetowej premiera pojawia się interaktywny odnośnik do artykułu, expose, ale też do „70 zmian na lepsze”, na które można zagłosować. Klikając na konkretny temat, czytamy, co w związku z nim zrobił rząd i ilu internautów to docenia. Strona sprawia wrażenie samonapędzającej się maszyny poparcia.

W.SZ.: Zabiegi tego typu są, kolokwialnie mówiąc, psu na budę. Nikt nie jest w stanie zweryfikować, kto i ile razy klika w te linki. Dla mnie nie ma to żadnej miarodajności. Z jakimkolwiek wynikiem mielibyśmy do czynienia – nic on nie znaczy. Danie internautom możliwości „interakcji” z tym tekstem jest raczej zabiegiem „technicznym”, „gadgetem” mającym podnieść atrakcyjność komunikatu. Z pewnością nie jest to metoda oceny poczynań rządu.

PRoto.pl: Mimo wszystko, nie za późno na takie działania? Nie lepiej byłoby postawić na konsekwentną komunikację?

W.SZ.: Trochę tak. Do 2007 roku Tusk miał dobrą prasę. Od czasu afery hazardowej przestał być frontmanem, tę rolę w partii przejął na jakiś czas Palikot i inni posłowie. Owszem, premier udzielał wywiadów, ale to była odpowiadanie na pytania dotyczące spraw bieżących. Do tej pory nie wychodził z komunikacją sam z siebie, nie inicjował dyskusji. Teraz mamy do czynienia z nowym ruchem – przejęciem inicjatywy. I, o ile nie jest to jednorazowa inicjatywa, o tyle może przynieść jakieś pozytywne skutki. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Zakładam jednak, że jest to pierwszy krok – oczywiste jest, że przed wyborami premier będzie musiał się pokazywać i zabierać głos częściej. Zobaczymy jaką formę przyjmie ta komunikacja. Podejmowanie dyskusji na tak wiele tematów na raz to nie najlepsze rozwiązanie, lepiej skupić się na 4-5 sprawach, ale takich, które dadzą pozytywne rezultaty i dobrze kojarzą się większości wyborców.

PRoto.pl: Pojawiły się zarzuty, że to dość słaba komunikacja, a artykuł jest formą przekonania przekonanych. Czy to właściwa ocena listu Donalda Tuska?

W.SZ.: Myślę, że rzeczywiście jest to swego rodzaju utrwalenie elektoratu. Mamy trzy grupy wyborców: zwolenników, niezdecydowanych i przeciwników. Ci, do których zwrócił się w swoim liście Donald Tusk, to na pewno nie przeciwnicy jego frakcji. Raczej zwolennicy, którym partia daje argumenty do walki, by mogli bronić swojego wyboru w codziennych rozmowach ze znajomymi, rodziną etc. Są to podpowiedzi przypominające „przekaz dnia” – pisemne instrukcje dla parlamentarzystów PO – tyle że tym razem skierowane do partyjnych „dołów”.

I jeżeli adresatem tego komunikatu był członek Platformy – ok. Jednak w przypadku, gdy jest to forma zwrócenia się do tych, którzy nie wiedzą jeszcze na kogo mają głosować, przekaz jest źle sformułowany i zbyt nieczytelny, chaotyczny. Powinny być 3-4 hasła główne i ewentualnie kilka pobocznych. Za dużo informacji, a tym samym za dużo możliwości krytyki ze strony oponentów.

PRoto.pl: Podobno Gazeta Wyborcza udostępni premierowi swoje łamy. Kolejny tekst w tą sobotę. Jarosław Kaczyński już teraz zapowiedział, że chętnie się do niego odniesie. Wygląda na to, że debata ma szansę przenieść się do prasy. Czy przez to będzie bardziej merytoryczna?

W.SZ.: Być może „GW” wydrukuje odpowiedź Jarosława Kaczyńskiego, by zachować pozory obiektywizmu. Z drugiej strony prezes PiS nie musi publikować w „GW”, ma do dyspozycji „Nasz Dziennik”, „Gazetę Polską”, „Rzeczpospolitą” i inne dzienniki. Zawsze też może zorganizować konferencję prasową. Jednak dyskusja toczyć się będzie w Internecie. Prasa nie jest już miejscem polemiki dla polityków. Dziś tę funkcję pełni sieć. Opublikowanie tekstu w dzienniku to tylko „punkt wyjścia”.

Typ komunikacji jaki zaprezentował i zapowiada Donald Tusk – cykliczne prezentowanie stanowiska władz, wyjaśnianie polityki rządu itp. –  przypomina nieco formułę „Rozmów przy kominku”, jaką stosował prezydent USA Franklin D. Roosvelt. Przez kilkanaście lat wyjaśniał on zasady swojego programu uzdrowienia gospodarki Stanów Zjednoczonych oraz komunikował się z obywatelami, co pomogło mu skutecznie wykreować, a następnie utrzymać własny wizerunek przez cztery kolejne kadencje. Lech Kaczyński również podejmował takie próby na antenie I programu Polskiego Radia. W założeniu, audycja miała prezentować „ludzką twarz prezydenta”, a w konsekwencji wpływać na poprawę jego wizerunku. Gdyby Tusk konsekwentnie prowadził ten rodzaj komunikacji od momentu wygranych wyborów, skutek mógłby być widoczny. Dziś jego tłumaczenia raczej nie pozwolą mu osiągnąć zamierzonego celu.

PRoto.pl: Jednym z grzechów, do jakiego przyznaje się Tusk, jest to, że jego ekipa nie potrafi przebić się z pomysłami głębokich reform do opinii publicznej. Czy to flirt polityczny, czy szczere ubolewanie? SLD twierdzi, że Tusk prosi społeczeństwo o łagodną pokutę.

W.SZ.: Nie jest to szczere ubolewanie. Gdyby chciał przeprowadzić zapowiadane reformy, to by to zrobił. Błyskawiczne zmiany prawa „antynikotynowego” czy też przyjęcie pakietu „antyhazardowego” to dobitnie pokazują. Część postulatów, które były zgłaszane przez PO podczas wyborów mogły być zrealizowane, ale niewiele w tym kierunku zrobiono. „odbiurokratyzowanie” gospodarki jest tu chyba najlepszym przykładem. Zatem zarzut o ślamazarność rządu jest tu na miejscu. Obrona na zasadzie, że nie można było działać, bo nie pozwalała na to koalicja, bo blokował ustawy prezydent – to słaba obrona. Takie tłumaczenie jest niewiarygodne. Jest to rodzaj szukania usprawiedliwienia przed wyborcami. Szumne zapowiedzi, mało konkretnych efektów. Stąd na stronie premiera mamy bezsensowną liczbę aż 70 postulatów, wśród których raptem kilka zostało rozstrzygniętych zgodnie z zapowiedziami, choć nie zawsze na skutek działań rządu.

Na jaką karę za „grzechy zaniechania” skarze jego gabinet społeczeństwo w najbliższych wyborach – tego dowiemy się już jesienią. Na razie można prognozować, że „za karę” Tusk będzie musiał podzielić się władzą z liderem SLD Grzegorzem Napieralskim.

PRoto.pl: W opinii niektórych politologów odezwa premiera pokazuje paradoksalnie socjalne oblicze koalicji rządzącej. Zgadza się Pan? Czemu taka prezentacja rządu miałaby służyć?

W.SZ.: Czemuż by innemu jak nie pozyskaniu wyborców. Przed wyborami nie wprowadza się trudnych reform To czas na podsumowania, na mówienie o tym, co zrobiono dla społeczeństwa, jaki dobry był rząd. Jest to też czas obietnic – „pochylania się polityków” nad problemami najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących.

Czemu to ma służyć? Odpowiedź jest prosta – „każdy głos na wagę złota!!!”.

 

rozmawiała Edyta Skubisz

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj