poniedziałek, 23 grudnia, 2024
Strona głównaPublikacjeWywiad o... znaczeniu wizyty Baracka Obamy w Warszawie, podczas obchodów 25....

Wywiad o… znaczeniu wizyty Baracka Obamy w Warszawie, podczas obchodów 25. rocznicy częściowo wolnych wyborów w Polsce

PRoto.pl: Wizyta Baracka Obamy w Warszawie, w czasie obchodów 25. rocznicy częściowo wolnych wyborów w Polsce, nabiera szczególnego znaczenia w kontekście konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Jaki sygnał swoją wizytą w Polsce prezydent USA wysłał Europie?

dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, amerykanista, politolog, pracownik naukowy WAT-u: Prezydent pokazał, że Stany Zjednoczone są zaangażowane w sprawy europejskie, w szczególności w sprawę bezpieczeństwa europejskiego. Są zaangażowane przez NATO, o którym dużo mówił w czasie wizyty. Temu właśnie służył pobyt w Polsce, choć przypomnijmy, że prezydent musiał przylecieć do Europy z powodu innych wielkich wydarzeń. W przypadku Belgii chodziło o szczyt G7; we Francji uczestniczył w obchodach desantu aliantów w Normandii.  Do planu swojej wizyty dołączył Polskę w związku z okrągłą rocznicą pierwszych częściowo wolnych wyborów. Trudno jednak powiedzieć, czy ta rocznica była głównym powodem.  Być może zaważył fakt, że Polska jest jednym z najbardziej strategicznie położonych państw wśród nowo przyjętych do NATO i UE, w szczególności zaś – jedynym krajem europejskim, który graniczy jednocześnie z Rosją i Ukrainą.

PRoto.pl: Obama przyjechał do Polski w jednym z najtrudniejszych momentów swojej prezydentury. Jego notowania są niskie, pojawiają się opinie, że zagrozi Demokratom w listopadowych wyborach. Czy wizytą w Warszawie zyska w oczach swoich wyborców?

G.K.Z: Amerykanie obserwowali trochę tę wizytę, ale jej temat nie pojawiał się już w dyskusjach polityków. W USA było to odbierane jako wydarzenie średniej rangi. Dlatego nie będzie ono miało dużego wpływu na wynik wyborów, choć lekki na pewno – zwłaszcza wśród Amerykanów pochodzenia środkowo i wschodnioeuropejskiego i oczywiście dla Polonii. Obama kilka razy mówił o Chicago i wielkiej liczbie Amerykanów polskiego pochodzenia tam zamieszkujących. Przypomnijmy, że to w  w stanie Illinois, gdzie leży Chicago, odniósł największe w historii tego stanu zwycięstwo wyborcze. Podkreślanie licznych związków z Chicago i Polonią miało charakter mocno wyborczy, ale nie zaważy za bardzo na wyniku.

PRoto.pl: Podczas wizyty Obama zadeklarował, że Stany Zjednoczone przeznaczą miliard dolarów na bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej. To duże pieniądze?

G.W.Z: To jest bardzo mało. Tylko w pewnym sensie są to środki przeznaczone na bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej. Są to pieniądze na obecność głównie wojsk amerykańskich w tej części Europy oraz na dwóch przyległych Morzach: Bałtyckim i Czarnym. Jeżeli wziąć pod uwagę tylko państwa leżące wzdłuż wschodniej granicy NATO, bez tych położonych dalej od Rosji czy Ukrainy, to otrzymujemy około ośmiu państw. Dodajmy teraz pomoc amerykańską, choć nie jednostek bojowych, a na przykład instruktorów, a także sprzęt wojskowy dla trzech państw partnerskich NATO: Ukrainy, Gruzji i Mołdawii. To już mamy razem 11 państw. Oznacza to, że miliard dolarów, podzielone przez trzynaście jednostek geograficznych, daje nam 70 mln dolarów, co jest symboliczną kwotą. Prawdopodobnie Obama, a raczej jego sztab polityczny, uznali, że słowo miliard musi zrobić wrażenie w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Ale już nie robi. To już nie te czasy, kiedy miliard mógł tu zaimponować.

PRoto.pl: Zdaniem niektórych komentatorów tą deklaracją USA rzuciło wyzwanie Moskwie. Jaka będzie odpowiedź Rosji?

G.K.Z: Rosja oczywiście będzie protestować, ale też udawać, że to na jej politykę nie wpływa.. Ale to wszystko jest powierzchowne. Układ sił jest na niekorzyść Rosji i myślę, że istnieje prawdopodobieństwo, że Rosja będzie tym bardziej ustępliwa względem NATO, im bardziej NATO będzie stanowcze.

PRoto.pl: Prezydent USA zdaje sobie sprawę, że współpraca z Europą to jeden z ostatnich momentów, w którym być może uda mu się odzyskać wizerunek skutecznego polityka. Jak zatem powinna wyglądać strategia polskich polityków względem Ameryki? Powinniśmy postawić na konkrety, czy wciąż wystarczy nam polityka „poklepywania po ramieniu”?

G.K.Z: Słowa nie są nic warte, jeśli zostały już wcześniej wypowiedziane. Nie w takich warunkach jak teraz. Wielokrotnie amerykańscy prezydenci używali tych samych słów. Obama nie powtórzył jednak sukcesu Billa Clintona, który na tym samym Placu Zamkowym w Warszawie w 1997 roku cieszył się uznaniem, dlatego, że oznajmił, iż Polska została zaproszona do NATO. Oczywiście ta wiadomość dotarła do Polski wcześniej, ale Clinton ją wypowiedział z większym rozgłosem – jako prezydent państwa będącego liderem sojuszu. Miało to większą doniosłość, niż po obradach szczytu. Obama nic podobnego do Polski nie przywiózł. Zaproszenie do NATO było historycznym przełomem, z kolei miliard dolarów dla jedenastu państw i dwóch Mórz to prawie nic.

Z drugiej strony, podczas tej wizyty mogliśmy zaobserwować kilka zręcznych działań PR-owskich po stronie Amerykanów.

PRoto.pl: Na co Pan zwrócił uwagę?

G.K.Z: Na dwie rzeczy. Po pierwsze, rzekomo przypadkowe podpatrzenie Obamy w hotelu, gdy ćwiczy. Jaki to nam daje sygnał? Obama to aktywny mężczyzna, który nawet podczas podróży zagranicznych nie przestaje być sobą. Chciał pokazać, że jest normalnym człowiekiem i udało się to osiągnąć. Po drugie, jego przemówienie zrobiło bardzo dobre wrażenie, choć pełno w nim pustych słów. Ale jego styl był profesjonalny i dynamiczny – tak różny przemówień polskich polityków. To styl widowiskowy, przy czym Obama robi to w taki sposób, że wygląda na naturalny. Na tle polskich polityków wypadł świetnie i myślę, że to wrażenie jest tym mocniejsze ze względu na ten kontrast.

PRoto.pl: Czy znajdziemy w Polsce polityka, który jest na dobrej drodze, by być tak dobrym mówcą?

G.K.Z: Obecnie nikt nie dorównuje Obamie. Pamiętam polityka, który miał talent i dzięki własnej pracy, a nie współpracy z ekspertami, był równie dynamiczny i porywał tłumy. Mam na myśli Lecha Wałęsę, tego z lat 1980-81 czy 88-90. Dopiero po wygranych wyborach prezydenckich spoczął na laurach i dzisiaj mówi powoli, opowiada stare dowcipy – mówiąc językiem młodych „przynudza”.

PRoto.pl: Spójrzmy na chwilę na wizytę Baracka Obamy w kontekście polskich partii politycznych. Jak wizyta prezydenta USA wpłynie na wizerunek poszczególnych ugrupowań? Kto zyska i czy ktoś straci na tej wizycie?

G.K.Z: W takich sytuacjach zazwyczaj najwięcej pochwał zbiera partia rządząca. Koalicjant PSL był jednak niewidoczny. Platforma Obywatelska niewątpliwie zyska, ale nie będzie to spektakularny sukces, bo sama wizyta mało wniosła. Także partie opozycyjne były niezauważalne, co jest efektem działań Amerykanów. Sztab Obamy zastosował standard, który wykorzystuje się podczas wizyty w krajach mało znaczących lub niedemokratycznych. Prezydent USA spotkał się wyłącznie z partią rządzącą, pomijając przedstawicieli opozycji. To się nie zdarza w przypadku wizyty w państwach zachodnioeuropejskich, o ile nie jest to wizyta z udziałem wielu przedstawicieli. Oznacza to, że Amerykanie nie uznają jeszcze Polski za kraj w pełni zachodni.

PRoto.pl: Czy o tej wizycie możemy mówić w kategoriach realnych nadziei czy zmarnowanych szans?

G.K.Z: Ani jedno, ani drugie. Chyba, że ktoś miał lekkomyślnie rozbudzone nadzieje. Zapowiedzi tej wizyty nie wskazywały na więcej, wręcz obniżały oczekiwania. Pojawił się jeden konkret, czyli wcześniej wspomniane miliard dolarów. Ewolucja stosunków i odpowiedzi na politykę ma jednak miejsce gdzie indziej. Większe znaczenie od wizyt dwustronnych mają obrady szczytów różnych organizacji międzynarodowych, grup międzynarodowych i tu przede wszystkim bym lokował oczekiwania i nadzieje.

Rozmawiała: Magdalena Wosińska

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj