sobota, 23 listopada, 2024
Strona głównaPublikacjeRzecznik LOT-u: Newsweek nie poprosił nas o komentarz przed publikacją tekstu o...

Rzecznik LOT-u: Newsweek nie poprosił nas o komentarz przed publikacją tekstu o zbiórce

PRoto.pl: W jaki sposób doszło do zdementowania podanej przez newsweek.pl informacji na temat zbiórki pieniędzy w Pekinie, skoro okazała się prawdziwa?

Adrian Kubicki, p.o. rzecznika LOT: Sprawa jest prozaiczna: taką informację otrzymaliśmy od pracownika, który jest jedynym przedstawicielem LOT-u w Pekinie.

PRoto.pl: Chodzi o tego samego człowieka, który organizował zbiórkę?

A.K.: Tak, to jest osoba, która jest naszym Station Managerem (osobą reprezentującą LOT za granicą i dbającą o bezpieczeństwo i jakość obsługi pasażerów – przyp. red.).

Czytaj więcej:
LOT przeprasza za pracownika, który zbierał pieniądze na naprawę samolotu

Co do pańskiego pytania: nie zostaliśmy w żaden sposób poproszeni o komentarz przez dziennikarzy Newsweeka przed opublikowaniem tekstu o zbiórce. Zostaliśmy za to skonfrontowani z informacjami już po ich publikacji. Stanowisko LOT-u, które pojawiło się w artykule, pochodzi z depeszy PAP-u i w ogóle nie odnosiło się do zbiórki, tylko do usterki samolotu.

Naturalnym krokiem było więc skonfrontowanie informacji Newsweeka z informacjami naszego przedstawiciela w Pekinie. Ten im zaprzeczył – choć przyznał, że płacił gotówką za części maszyny, to nie potwierdził, że pobrał pieniądze od pasażerów. Na tej podstawie przekazywaliśmy pytającym nas o sprawę dziennikarzy nasze dementi.

PRoto.pl: Kiedy więc LOT się dowiedział, że zbiórka jednak miała miejsce?

A.K.: Z pracownikiem rozmawialiśmy kilkakrotnie. Dopiero w którejś z rozmów przyznał, że taka sytuacja miała miejsce. Tłumaczył, że poprosił wąskie grono pasażerów – cztery osoby – które znał z poprzednich lotów i którym w tamtym momencie zaufał. Uznał, że pożyczenie od nich pieniędzy to najszybszy sposób na rozwiązanie problemu. Z naszej perspektywy był to błąd, choć pracownik chciał, by pasażerowie opóźnionego z powodu usterki lotu mogli jak najszybciej znaleźć się w Warszawie.

Tak czy inaczej, gdy nasz przedstawiciel potwierdził w końcu informację o zbiórce, poprosiliśmy go o wskazanie pasażerów, którzy dali mu swoje pieniądze, i zorganizowaliśmy w Warszawie spotkanie z wysokiej rangi członkiem zarządu. Wiceprezes LOT-u Maciej Wilk przeprosił pasażerów za niedogodności, zwrócił pieniądze i w geście podziękowania wręczył vouchery na darmowy przelot.

PRoto.pl: Co Pan, jako szef działu komunikacji LOT-u, sądzi o zaistniałej sytuacji?

A.K.: Z jednej strony, jak każda firma ufamy swoim przedstawicielom i musimy polegać na informacjach, które od nich otrzymujemy. W tym przypadku miała jednak miejsce próba wybielenia własnych czynów, najprawdopodobniej z powodu strachu przed konsekwencjami.

Z drugiej strony Newsweek nie poprosił nas o komentarz przed publikacją, a sam tekst zawierał sformułowania w rodzaju „cicha taca”, które nie były odzwierciedleniem stanu faktycznego. Choć Newsweek tłumaczył nam w późniejszej rozmowie, że ten rzeczownik to „licentia poetica”, to tak czy inaczej sytuację w Pekinie trudno moim zdaniem nazywać „zbiórką” – pracownik LOT-u zwrócił się jedynie o pomoc do czterech pasażerów, których znał z wcześniejszych podróży i którym zaufał. To, że nie powinien tego robić, już wspomniałem.

Warto zauważyć, że rola Station Managera wiąże się z bardzo dużą autonomią – jest on jedynym przedstawicielem firmy na danym lotnisku i niejednokrotnie, choćby ze względu na różnicę czasu, musi podejmować samodzielnie ważne decyzje operacyjne. Pracownik w Pekinie ma wieloletnie doświadczenie pracy w LOT.

Jest nam tym bardziej przykro z powodu zaistniałej sytuacji. Nawet jeśli intencje naszego przedstawiciela były dobre, a podjęcie decyzji o zbiórce wynikało z jakiegoś impulsu, to i tak nic nie usprawiedliwia proszenia o wsparcie finansowe pasażerów.

PRoto.pl: Czy zostały wyciągnięte wobec niego jakieś konsekwencje?

A.K.: Przede wszystkim wciąż wyjaśniamy z Boeingiem, dlaczego nasz przedstawiciel musiał płacić gotówką za sprzęt, a z samym pracownikiem dlaczego nie był na to przygotowany. Chcielibyśmy, by wyjaśnił zaistniałą sytuację do końca. Konsekwencje muszą zostać wyciągnięte.

Rozmawiał Maciej Przybylski

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj