Dwie byłe pracownice Nike oskarżają firmę o dyskryminację kobiet, polegającą na m.in. oferowaniu im niższych wynagrodzeń – informuje rp.pl.
Jak czytamy, Sara Johnston i Kelly Cahill uważają, że były pomijane podczas przyznawania awansów, a ich pensje były niższe od płac mężczyzn zajmujących te same stanowiska. Jedna z kobiet twierdzi też, że podczas wyjazdu służbowego w planie zawarto wizytę w klubie ze striptizem. Dodatkowo, szefowie Nike mieli ignorować skargi kobiet.
Dlatego też byłe pracownice złożyły pozew do sądu – czytamy. Jak podaje źródło, wskazały w nim, że „koncern łamie prawo, a polityka kadrowa firmy jest »wroga wobec kobiet«”. Jak wskazuje agencja Bloomberga, na którą powołuje się źródło, praktyki dyskryminacyjne są charakterystyczne dla menedżerów wysokiego stopnia, a w większości są to mężczyźni.
Dalej czytamy także, że w maju 2018 roku Mark Parker, prezes firmy, na spotkaniu z pracownikami przeprosił za przypadki dyskryminacji w firmie. W lipcu 2018 roku Nike z kolei podniosło pensje siedmiu tysiącom pracowników, by wyrównać wynagrodzenia na tych samych stanowiskach – podaje źródło.
Prezes zobowiązał się także „wprowadzić w firmie większą »różnorodność«” – awansował na wysokie stanowiska kierownicze dwie kobiety. Firmę opuściło wówczas kilku menedżerów, m.in. Trevor Edwards, szef marki, i Jayme Martin, jego zastępca. Zdaniem zatrudnionych w firmie kobiet Edwards pomagał awansować tylko mężczyznom – informuje źródło. (ak)