Tegoroczna kampania samorządowa potwierdziła, że system medialny nadal nie jest w stanie nas obronić przed dezinformacją. Fałszywe treści skutecznie rozprzestrzeniały się w sieci, targając emocjami wyborców. To kolejna przestroga dla mediów i instytucji, które odpowiadają za edukacją medialną Polaków. Tym bardziej, że już za pół roku wybory do europejskiego parlamentu.
Fałszywe informacje to dla Polaków niemal chleb powszedni. Według tegorocznego badania przeprowadzonego przez Payback Opinion Poll, z fake newsami spotkało się dotychczas 80 proc. Polaków, a ponad 30 proc. zdarzyło się uwierzyć w fałszywą informację. Z najnowszego badania SW Research wynika również, że aż jednemu na siedmiu badanych zdarzyło się nieświadomie udostępnić nieprawdziwą informację w sieci. Fake news nie jest już dla Polaków „tylko” niegroźną ciekawostką z amerykańskich wyborów, a staje się niezwykle groźnym narzędziem, który wpływa na decyzje polityczne także w Polsce.
Fake kampania na najwyższym szczeblu
Niedawny pojedynek Rafała Trzaskowskiego i Patryka Jakiego w wyścigu o fotel prezydenta Warszawy elektryzował nie tylko mieszkańców stolicy, ale całą Polskę. Większość z setek informacji dotyczących kandydatów była z ogromną intensywnością udostępniana przez zwolenników i przeciwników politycznych – bardzo często bez należytej weryfikacji.
Taka sytuacja dotyczyła m.in. tweetu sprzed siedmiu lat, w którym Patryk Jaki miał rzekomo obrazić kibiców warszawskiej Legii. Screen z tweeta był masowo udostępniany przez popularnych dziennikarzy i polityków (w tym m.in. Marka Borowskiego i Dariusza Rosatiego). Dopiero Jan Kunert z TVN24 i Marcin Makowski z „Do Rzeczy” zwrócili uwagę, że na screenie widnieje ikonka „zautoryzowanego” konta, której właściwe konto Patryka Jakiego nigdy nie posiadało, co podważa wiarygodność tweeta. Mimo to kilka tysięcy kibiców Legii Warszawa mogło być przekonanych, że taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce i zmienić swoje preferencje wyborcze.
Z podobnymi fejkami bardzo często musiał się także mierzyć Rafał Trzaskowski. Przykładem były słowa o „warszawiakach z krwi i kości” wypowiedziane na antenie telewizji Polsat News. Choć w całym kontekście Trzaskowskiemu chodziło wyłącznie o docenienie realnych spotkań z warszawiakami na ulicach miasta, konkurencyjne środowiska błyskawicznie podchwyciły niefortunną wypowiedź. Wystarczyło kilka minut, by użytkownicy mediów społecznościowych dowiedzieli się, że Rafał Trzaskowski dzieli mieszkańców stolicy na lepszych i gorszych.
Fake news lokalnie
Problemy z nieprawdziwymi wiadomościami dotknęły także kandydatów w innych dużych miastach. W sieci pojawiło się mnóstwo informacji, że Hanna Zdanowska, walcząca o ponowny wybór na prezydenta Łodzi, ze względu na obciążenie prawomocnym wyrokiem sądu nie będzie mogła sprawować funkcji. Nawet w przypadku wygrania wyborów. Z kolei Paweł Adamowicz, zwycięzca pierwszej tury wyborów na prezydenta Gdańska, musiał prostować pogłoski, jakoby do jego urzędu w najbliższym czasie miał wkroczyć zarząd komisaryczny.
Po fake newsy zdarza się sięgać także samym kandydatom. Dziennikarze OKO.press przyjrzeli się niedawnym wypowiedziom Małgorzaty Wassermann, która w swoim wywiadzie dla portalu wpolityce.pl kilkukrotnie minęła się z prawdą. Kandydatka PiS stwierdziła w nim m.in., że wynik z pierwszej tury jej konkurenta, Jacka Majchrowskiego, to jeden z dowodów na niezadowolenie mieszkańców z jego prezydentury. W praktyce był to jednak najlepszy wynik obecnego prezydenta w historii jego startów w wyborach samorządowych, w których uczestniczył po raz piąty z rzędu.
Teoretyczny system walki z fake newsami
Ryzyko rozprzestrzeniania fałszywych informacji próbują ograniczyć największe serwisy społecznościowe. Usuwanie fałszywych kont, czyli tzw. botów, okazuje się jednak nieskuteczne, bo na miejsce każdego usuniętego profilu pojawia się kilka kolejnych. Władze Facebooka postanowiły, że zamiast likwidować konta, zaczną uświadamiać użytkowników. W tym celu w październiku w ramach wspólnej akcji z Polską Agencją Prasową przygotowano kampanię informacyjną, która docelowo miała dotrzeć do ok. 80 proc. polskich użytkowników portalu. W podobny sposób walkę z fake newsami próbuje rozwiązać polski rząd, który na potrzeby ostatnich wyborów samorządowych stworzył specjalny serwis bezpiecznewybory.pl. Docelowo miał on stanowić kompendium wiedzy o tym, jak nie dać się nabrać na fałszywe informacje pojawiające się w mediach. Walkę z fake newsami podjęło także TVN, które rozpoczęło nowy projekt fact-checkingowy – Konkret24.
Fake newsy czekają na kolejne wybory
Reagowanie na fake newsy i kampanie informacyjne to działania godne naśladowania i pierwszy krok do walki z plagą fake newsów. Jednak aby stały się one w pełni efektywna, konieczne będzie stworzenie systemu, który pozwoli szybko i skutecznie namierzać źródła wycieku fałszywych informacji. Konieczne jest również wygenerowanie narzędzi, które pozwolą wyegzekwować ukaranie osoby odpowiedzialnej za powstanie i publikację nieprawdziwych materiałów. Dziś takie osoby bardzo często pozostają anonimowe, a ze względu na skalę problemu, ich namierzenie i ukaranie jest mało realne.
Damian Furmańczyk – specjalista ds. relacji z mediami w Komunikacji Plus. Doświadczenie zdobywał m.in. jako dziennikarz ekonomiczny w Dzienniku Gazecie Prawnej, gdzie specjalizował się w tematyce motoryzacyjnej i lotniczej. W branży PR pracował m.in. dla spółek z sektora nieruchomości (Robyg, Skanska), nowych technologii (Somfy, Accenture Operations) oraz motoryzacji (Volvo Trucks, Wielton).