Kandydaci z najwyższym poparciem byli mało widoczni, zabrakło też zachęty do udziału w wyborach – zauważa w rozmowie z Gazetą Pomorską dr Patryk Tomaszewski, politolog UMK w Toruniu.
Zdaniem Tomaszewskiego kampania prezydencka była po prostu nudna, a ponieważ zabrakło kampanii społecznej zachęcającej do udziału w wyborach, są obawy, że frekwencja będzie podobna do tej sprzed pięciu lat – czyli około 54 proc. „Nie dostrzegłem szerszej wizji, dotyczącej przyszłości Polski oraz refleksji nad problemami związanymi z geopolityką” – podkreśla politolog. Zauważa również, że kandydaci używali sloganów – m.in. o bezpieczeństwie – ale zabrakło szczegółów, jak to zrobić.
Jak czytamy, urzędujący prezydent zawsze jest w lepszej sytuacji, choćby dlatego, że częściej pojawia się w mediach. Komorowskiemu zdarzyły się jednak wpadki, np. „wciągnięcie” w kampanię dzieci w Aleksandrowie Kujawskim. Andrzej Duda z kolei przez długi czas wydawał się mało wyrazistym kandydatem, jednak w czasie kampanii udało mu się przekonać do siebie elektorat PiS i on będzie na niego głosował – twierdzi Tomaszewski.
Kukiz z kolei zasłynął negowaniem obecnych układów politycznych, jest wiarygodny i nie ma dużego elektoratu negatywnego, jak np. Korwin-Mikke. Specjalista zaznacza też, że Miller „przeliczył się” wystawiając Ogórek. „Prawdopodobnie kalkulował, że starsi działacze i zwolennicy SLD zagłosują na kogokolwiek, a Magdalena Ogórek przez wdzięk i witalność przyciągnie młodych, których lewicy brakuje” – wyjaśnia.
Dalej czytamy, że PSL nie osiągnęło porozumienia ze sztabem Komorowskiego, więc wystawiło Jarubasa. W wyborach samorządowych zyskali duże poparcie, więc spotkaliby się z krytyką, gdyby nie mieli swojego kandydata. Tomaszewski zauważa jednak, że elektorat partii w wyborach prezydenckich zazwyczaj głosuje na kandydata spoza PSL.
Politolog zwraca również uwagę, że tak wielu kandydatów protestu świadczy o rosnącym niezadowoleniu społecznym. Jego zdaniem będzie druga tura, a najważniejsza będzie oczekiwana debata. (mb)