Donald Tusk, jako przewodniczący Rady Europejskiej, na jakiś czas odejdzie z polskiej polityki. A ta nie znosi próżni. Koniec kadencji premiera to także początek pytań: Co i kto po Tusku? Odpowiadają specjaliści ds. marketingu politycznego.
Dr Dariusz Tworzydło z Uniwersytetu Wrocławskiego zauważa, że nominacja Donalda Tuska to wyraźny sygnał dla świata, że Polska jest kolejnym silnym graczem, z którym Europa będzie musiała się liczyć. „Problemem wynikającym z wyboru będzie jednak kwestia sukcesji w PO” – dodaje. Eksperci zgodnie przyznają, że wybór następcy premiera nie będzie łatwy. W mediach pojawiają się też nazwiska potencjalnych kandydatów. Wśród nich: Ewa Kopacz, Elżbieta Bieńkowska, Grzegorz Schetyna czy Tomasz Siemoniak.
Zdaniem Barbary Labuddy, prezes zarządu Synertime i specjalisty ds. marketingu politycznego, żadna z tych osób nie spełnia oczekiwań wyborców – ale kandydatury Ewy Kopacz i Elżbiety Bieńkowskiej odpowiadają Donaldowi Tuskowi. Która z nich spełniłaby się w roli szefa rządu? „Premier musi umieć używać trochę bardziej gładkich słów. Bieńkowska już raz zapowiedziała, że nie będzie temperować swojego temperamentu, więc trudno byłoby się jej z tego wycofać” – kontynuuje Labudda i przypomina w rozmowie z PRoto.pl, że podobny problem dotyczył swego czasu Ewy Kopacz, jednak ta zaczęła nad sobą pracować. To właśnie obecną marszałek Sejmu najczęściej typuje się na następczynię Tuska. Dlaczego? „Z jednej strony ma opinię twardej kobiety, która potrafi wiele zdziałać. Bije od niej kompetencja i pewność siebie, ale… już nie charyzma. I to też jest plus – z punktu widzenia Donalda Tuska. Kopacz na stanowisku premiera nie będzie pretendowała do roli lidera emocjonalnego partii. Ona po prostu nie umie – tak jak Tusk – pociągać za sobą ludzi, porywać tłumów. Nie jest więc zagrożeniem. Zresztą żadna z tych Pań nie ma osobowości lidera grupowego. Dlatego obie byłyby dla Tuska bezpiecznym wyborem”” – analizuje prezes Synertime.
Faworytką dr. Wojciecha Szalkiewicza jest Elżbieta Bieńkowska, którą ceni za stanowczość. „To charakterna kobieta. Wydaje mi się, że na forum parlamentarnym poradziłaby sobie najlepiej. Ale jej kandydatura jest mniej brana pod uwagę ze względu na jej możliwy wyjazd do Brukseli” – podsumowuje. Szalkiewicz w rozmowie z PRoto.pl powraca do istoty strategii politycznej. „Mamy lidera, jego dwóch doradców i potem długo nic. Jednak lider i jego najbliższy dwór udają się do Brukseli i pozostaje cała reszta. I z tego wyłoni się na pewno ktoś sprytny, zdolny, ale na to potrzeba czasu”.
Tusk gra także na czas i nie ujawnia, kto go zastąpi. Jak przypomina Labudda, premier często do ostatniej chwili wstrzymuje się z ogłaszaniem decyzji. Już jakiś czas temu obrał taką strategię i ona się sprawdza – zauważa i dodaje: „Dzięki tym zabiegom w sposób łatwy utrzymuje napięcie i zagospodarowuje dla siebie pierwsze strony gazet. Podobnie jest dziś. Tak długo, dopóki nie ogłosi nazwiska premiera, będzie się mówiło przede wszystkim o jego wygranej w UE. W momencie podania do wiadomości informacji o swoim następcy – to on lub ona zagarną uwagę mediów”
Czy opozycja zyska na wyjeździe przewodniczącego PO? Wyborcy zdążyli się już przyzwyczaić do ostrych wymian słownych między liderami dwóch największych ugrupowań. Jednak ta retoryka musi się teraz zmienić. Szalkiewicz przypomina, że z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w 2010 roku, kiedy Tusk zrezygnował ze startowania w kampanii prezydenckiej. Jaką strategię powinien przyjąć teraz prezes PiS-u? „Najbezpieczniej dla Kaczyńskiego będzie w ogóle nie nawiązywać do osoby przewodniczącego Rady Europejskiej. Dlatego, że jeśli będzie go atakował to spotka się z opiniami, że nie sprzyja Polsce. Jeśli będzie go chwalił – wzmocni tym samym rywala” – podsumowuje prezes Synertime. (mw)