Najnowszy film Łukasza Karwowskiego rekordu oglądalności pewnie nie pobije. Drogę na szczyt miała mu – zgodnie z opinią producenta – utrudnić recenzja krytyka filmowego Tomasza Raczka. Raczek bowiem przed filmem o znajomo brzmiącym tytule „Kac Wawa” przestrzegał jak przed „nowotworem złośliwym”, który „zabija wiarę w kino i szacunek do aktorów”. Czy zdanie kogoś, kto ma posłuch wśród opinii publicznej może aż tak wpłynąć na postrzeganie marki? A może rozgłos, bez względu na to jaki, przyniesie producentom sławę i pieniądze?
Kneblowanie ust krytyce…
Za ostrą recenzję Raczek dostał pozew do sądu. Samojłowicz podkreśla w mediach, że krytyczna publikacja oznacza dla twórców filmu straty finansowe liczone w milionach złotych (świadczą o tym mają dane dotyczące frekwencji w kinach przed i po Raczkowym głosie w sprawie). „Bo gdyby Raczek nic na Facebooku nie napisał to widzowie waliliby na »Kac Wawa« drzwiami i oknami” – czytamy we Wprost.pl. Samojłowicz twierdzi ponadto, że Raczek „przesadził”. Jego zdaniem „przekroczył granice krytyki filmowej i złamał zasady etyki dziennikarskiej”, gdy napisał: „Szczerze i nieodwołalnie odradzam pójście do kina. Ten film powinien ponieść klęskę frekwencyjną – może to nauczyłoby czegoś producentów. Wstyd!”. Oczekuje też, że Raczek straci wiarygodność jako krytyk filmowy.
Ale głosy opinii publicznej w tym temacie są podzielone. Nie brakuje takich, którzy zalecają producentowi „zamiast psioczyć na Raczka, w ręce całować!”. Na Facebookowym profilu dziennikarza, chwalą go za odwagę: „Dobrze jedź ten badziewny film 😛 podróba i tandeta :D”, a o Samojłowiczu piszą: „facet chce z sądu zrobić sobie reklamową trampolinę, nie uda się!”.„To konflikt pomiędzy scenarzystą filmowym i krytykiem. Krytykiem, czyli osobą, której zadaniem jest – jak sama nazwa wskazuje – krytyka filmów!” – zauważa Michał Górecki, digital strategist z Heureki. Przyznaje, że krytyka może być mniej lub bardziej konstruktywna, jednak z założenia jest uzasadniona. Dla niego sam fakt obrony krytykowanego przez atak krytyka wydaje się kuriozalny. Zgadza się z nim Michał Olbrychowski, associate director z Euro RSCG: „Uważam, że ukaranie Pana Raczka za recenzję na temat »Kac Wawa« byłoby niepokojące w kontekście wolności prasy i wypowiedzi”. Jest przekonany, że krytyk nie przekroczył granicy etyki dziennikarskiej.
… czy rozgłos kontrolowany
„Scenarzysta – mniej lub bardziej świadomie – osiągnął efekt rozgłosu kosztem samego wydźwięku, w myśl zasady »nieważne jak mówią, byleby mówili«” – twierdzi Górecki. Dodaje, że nigdy nie zgadzał się z tą zasadą, z wyłączeniem pojedynczych przypadków, a krytyka dzieł to „coś, z czym przecież liczy się każdy twórca – od zawsze”. I tak, również od zawsze wpływają one jego zdaniem na ich sprzedaż. Według Olbrychowskiego siła mediów społecznościowych i ich oddziaływanie na firmy, marki lub ludzi jest olbrzymia. „Okazuje się, że wcale nie trzeba być znaną osobą, aby wywołać minirewolucję w sieci i zgromadzić wokół siebie grono osób popierających manifest” – zaznacza i za przykład podaje ostatni kryzys Wedla z ptasim mleczkiem. W przypadku Raczek vs. „Kac Wawa” wydaje mu się, że nie ma większego znaczenia to, że recenzja pojawiała się akurat na Facebooku. Gdyby pojawiła się ona na łamach jednego z portali informacyjnych, w telewizji lub w poczytnych gazetach, skutek mógłby być podobny. „Zdecydowane i krytyczne recenzje zawsze wywołują emocje – zwłaszcza u osób, które są ich adresatem. Nieważne czy jest to krytyka nowego modelu samochodu, kina domowego czy właśnie filmu” – podkreśla.
Dla Góreckiego reakcja w internecie była do przewidzenia – polski film jest „dyżurnym chłopcem do bicia”, a każda kolejna produkcja „niskich lotów” tylko potęguje to zjawisko. „W przypadku filmu dobry PR nie zmieni finalnego postrzegania samego produktu – zbyt duży rozdźwięk między tym, co widz oczekuje, a tym, co dostanie, może spowodować olbrzymi dysonans poznawczy, a co za tym idzie – wtórną falę złego PR-u” – przekonuje. Podkreśla jednocześnie, że „to może truizm, ale rozwiązaniem na to jest po prostu robienie lepszych filmów”.
Skacowany wizerunek
Jakie błędy popełnili producenci i scenarzyści? Górecki stwierdza, że jeśli ich założeniem było uzyskanie jakiegokolwiek rozgłosu, to nie popełnili żadnych. Jeśli tego nie chcieli, to błędem była sama ostra konfrontacja z krytykiem, która zazwyczaj skazana jest na niepowodzenie. „Chyba że krytyk jest wyjątkowo niekompetentny – co oczywiście przy tak znanym krytyku, jak Tomasz Raczek nie mogło mieć miejsca” – zastrzega. Olbrychowski za złe posunięcie uważa sam pozew. „Po pierwsze sprawa nabrała skali ogólnopolskiej i prawdopodobnie więcej ludzi zniechęciła do pójścia do kina niż zachęciła celem weryfikacji wspomnianej recenzji. Po drugie Pan Raczek jest trochę jak wspomniany Wedel – jest »naszym dobrem narodowym«, a ataki na te »dobra« nie są dobrze odbierane” – twierdzi.
Digital strategist z Heureki zwraca uwagę na jeszcze jedno – internet nie zapomina. „Opinie wyrażane w telewizji czy radiu ulatywały niegdyś w eter i mogły być zapomniane. Ale internet rezonuje, remiksuje i pozostawia na zawsze” – mówi. Dzięki temu jeszcze długo wspomniany scenarzysta filmu – którego w opinii Góreckiego większość internautów zupełnie nie kojarzy z imienia i nazwiska – będzie postrzegany przez pryzmat awantury z Raczkiem w tle, nie zaś swoich dokonań. „Taki obraz pozostanie w głowach ludzi – spokojny, zrównoważony ekspert versus rozemocjonowany, szybko mówiący scenarzysta, broniący dzieła masowego. Sytuacja praktycznie nie do wygrania – zupełnie jak obrona disco polo podczas rozmowy ze znanym krytykiem muzycznym” – puentuje. (es)