Restaurator z Gdańska chciał otworzyć w warszawskiej Rezydencji Foksal delikatesy połączone z restauracją. Wspólnota zablokowała jego plany, więc otwiera w lokalu second-hand. Czy jednak ta otwarta wojna ma jakikolwiek sens? – zastanawia się Andrzej Godewski.
Piotr Pielichowski, restaurator z Gdańska, chciał otworzyć w warszawskiej Rezydencji Foksal delikatesy połączone z restauracją. Lokal miał nazywać się „Gar-masz”. W rozmowie z Gazetą Wyborczą Gdańsk Pielichowski wyjaśnia, że chciał do tego miejsca sprowadzić „wyszukany garmaż”. Po wielu miesiącach negocjacji wspólnota mieszkaniowa zablokowała jego plany, twierdząc, że lokal nie spełnia odpowiednich warunków. Pielichowski zauważa, że od początku miał problemy z porozumieniem się z zarządem wspólnoty, który m.in. utrudniał mu dostęp do dokumentacji budynku. Restaurator postanowił więc otworzyć w tym miejscu second-hand.
Okna lokalu na parterze apartamentowca Pielichowski wykleił różową okleiną z napisami „lumpex”, „dezynsekcja ubrań i kocy”, „usuwanie robaków z ubrań” oraz „wkrutce otwarcie”. Jak mówi Gazecie Wyborczej, kompletuje już sprzęt do lumpeksu, a ze względu na zamiłowania kulinarne planuje zorganizować w lokalu wigilię dla bezdomnych. Zarząd wspólnoty informuje z kolei, że nie zamierza „ulegać presji ani szykanom”.
Andrzej Godewski, partner w firmie Charyzma. Doradcy Komunikacji Biznesowej:
Widząc entuzjastyczne reakcje ludzi na działania restauratora, który zemścił się na mieszkańcach Rezydencji Foksal w Warszawie, zastanawiam się, czy w komunikowaniu otwarta wojna ma jakikolwiek sens.
Nie mam wątpliwości, że jest to wojna, ponieważ wspólnota mieszkaniowa odmówiła restauratorowi otwarcia lokalu gastronomicznego pod mało prestiżową nazwą „Gar-masz”, a on w rewanżu chce otworzyć w kupionym w rezydencji lokalu lumpex, z perfumami sprzedawanymi na litry i odrobaczaniem ubrań i koców. Nie chcą w sąsiedztwie gastronomii, to będą mieć second-hand. Na podstawie rozmachu i fantazji zemsty zakładam, że „wielomiesięczne” negocjacje ze wspólnotą nie polegały na wypracowywaniu kolejnych ustępstw i budowaniu wzajemnego zrozumienia. Teraz można sobie zadać pytanie: jaki będzie koniec tego „utarcia nosa nuworyszom z Foksal”? Jak postąpiłby teraz ktokolwiek z nas, mieszkający w tym luksusowym apartamentowcu? Jakie rozwiązanie nas by zadowoliło? Czy jeszcze chcielibyśmy dogadywać się z restauratorem?
Nie odmawiam restauratorowi kreatywności. Śmiałem się do łez, jak wielu innych. Nawet z nim sympatyzuję. Jeżeli chce zaistnieć w innym miejscu z restauracją „Gar-masz”, to zrobił kawał dobrej roboty. Błyskawicznie wypromował siebie i nową markę. Ale jeśli naprawdę chce w rezydencji Foksal prowadzić lumpex i zapraszać tam bezdomnych, to podejrzewam, że bardziej jest performerem niż biznesmenem. Biznesmen szukałby porozumienia bez względu na to, z jakimi ludźmi ma do czynienia, ponieważ oni są ważni w jego biznesie, czy tego chce, czy nie chce.
Według mnie to smutny przykład tego, jak w Polsce przegrywa PR, a wygrywają prawnicy. Sprawa pewnie wkrótce zakończy się w sądzie.