Sąd Najwyższy zakończył sprawę o ochronę dobrego imienia wójta, który startował w ostatnich wyborach samorządowych w 2018 roku w jednej z karpackich gmin. Sprawa dotyczyła miejscowego tygodnika i opublikowanych przez niego tekstów na trzy miesiące przed kampanią, gdy jeszcze nie rozpoczął się szybki tryb wyborczy – podaje rp.pl.
Jak informuje źródło, wójt pozwał wydawcę za nieprawdziwe informacje i sugestie dotyczące zakupu dla gminy działki za wygórowaną cenę przy użyciu pozaprawnych działań. Sąd okręgowy nakazał tygodnikowi przeprosić, ponieważ artykuł był poświęcony transakcji sprzed kilku lat oraz został opublikowany przed wyborami.
Krakowski Sąd Apelacyjny był jednak innego zdania i oddalił roszczenia wójta. Zaznaczył również, że wydźwięk zaskarżonych tekstów nie może być uznany za negatywny w stopniu wskazywanym w pozwie, a zarzuty prasowe nie są bezprawne – czytamy.
Źródło przekazuje, że działacz samorządowy w skardze kasacyjnej do Sądu Najwyższego zadeklarował, że sądy powinny oceniać jako agitację wyborczą artykuły wydrukowane przed oficjalną datą startu wyborczego danego kandydata, ale po ogłoszeniu przez niego woli wzięcia udziału w wyborach. Sąd Najwyższy nie podzielił jednak tego zdania i utrzymał wyrok Sądu Apelacyjnego.
Sędzia Sądu Najwyższego Aleksander Stępowski poinformował, że w społeczeństwie demokratycznym oczywistym faktem jest wiązanie się ubiegania o stanowisko publiczne z bardziej intensywnym zainteresowaniem mediów i ich większą dociekliwością. Bezzasadne są zatem stwierdzenia, że w okresach okołowyborczych należy stawiać mediom wyższe wymogi staranności – czytamy. (ao)