sobota, 23 listopada, 2024
Strona głównaAktualnościSuplement do "sami-wiecie-czego"

Suplement do “sami-wiecie-czego”

Jak zwykle, z wielkim zainteresowaniem przeczytałem felieton p. Edyty Skubisz poświęcony mojemu ulubionemu tematowi – „czarnemu PR-owi” – i wydaje mi się, że warto byłoby uściślić kilka poruszonych w nim kwestii.

Przede wszystkim – co raz jeszcze warto podkreślić – „czarnego PR-u” nie ma. Warto sięgnąć do korzeni, do Deklaracji Zasad (Declaration of Principles)[1] ojca współczesnego public relations Ivy L. Lee. Jego podstawowymi cechami są:

– otwartość – „cała nasza działalność będzie prowadzona w sposób otwarty”,

– weryfikowalność – „będziemy pomagać wydawcom przy weryfikacji każdego faktu” i

– precyzja – „nasz materiał jest dokładny”.

„Mówiąc w skrócie, naszym celem jest szczere i otwarte dostarczanie prasie i społeczeństwu Stanów Zjednoczonych, w imieniu instytucji gospodarczych i publicznych, aktualnych i szczegółowych informacji na wartościowe i interesujące tematy”.

W świetle powyższego, widać, że tzw. „czarny PR” nie ma nic wspólnego z PR-em, bo nie jest jawnym „aktem wymiany informacji organizacji z jej środowiskiem społecznym”, ale niejawną, przeważnie na granicy prawa lub nawet przestępczą, manipulacją tym środowiskiem za pomocą informacji.

Dlatego tak ważne dla branży jest wyeliminowanie tego nieszczęśliwego związku frazeologicznego z języka potocznego wszelkimi metodami, chociażby przez wspomnianą przez red. Skubisz „taktykę wyparcia”. W tym wypadku zapewne „cel uświęca środki”.

Eliminacja terminu nie oznacza, że „czarny PR” – jako sposób działania – zniknie. Niszczenie reputacji, plamienie wizerunku poprzez fabrykowanie oszczerstw albo manipulowanie informacjami poprzez podawanie insynuacji, półprawdy lub nawet ewidentnych kłamstw służące „przyklejaniu etykiet”, negatywnej kategoryzacji czy stereotypizacji, itd., itp. – to działania znane „od zawsze”. I zgadzam się z opinią, że ma się dobrze i będzie rósł w siłę.

Chodzi jednak o to, aby funkcjonował na rynku usług pod innym „szyldem”, który nie wiązałby go w żaden sposób z PR, bo jest to dla public relations i jego etycznych pracowników dyskredytujące.

Jednak piszę to bez większego przekonania. Powody podałem już w felietonie „Polemicznie o ’czarnym PR’”, więc ujmę to krótko – nie ma dobrego terminu, który by etykietował działania, które obecnie są „czarnym PR-em”. Tym samym chyba będziemy musieli żyć z nim jeszcze długo.

Wojciech Szalkiewicz

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj