Przywódcy unijni zdecydowali, kto przez następne 2,5 roku będzie szefem Rady Europejskiej. 27:1 – to wynik Donalda Tuska. „I samobójczy strzał Polski” – uważa dr Wojciech Szalkiewicz, odnosząc się do faktu, że rząd Beaty Szydło jako jedyny głosował przeciwko reelekcji polityka-rodaka.
Sposób głosowania polskiego przedstawicielstwa był szeroko komentowany nie tylko w krajowych, lecz także zagranicznych mediach. Serwis Politico.eu pisał o „nieudanej próbie zablokowania Tuska, przez którą Polska stawia się w kącie”, brytyjski Guardian wspomniał z kolei o „furii” polskiego rządu. Dr Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, w kontekście całej sprawy mówi natomiast o „zdziwieniu” – zarówno po polskiej stronie, jak i poza granicami kraju:
„Zazwyczaj w dyplomacji nie powinniśmy toczyć wojny tam, gdzie wiemy, że ją przegramy – zwłaszcza, że podejmowanie decyzji w UE działa na zasadzie konsensu. Cała sprawa była dosyć dziwna. Rozumiem intencję rządu polskiego – brak poparcia dla Tuska – jednak zrobione to zostało w ostatniej chwili, bez należytego przygotowania. W związku z tym skutek pod względem wizerunku – był bardzo zły”.
Przypomnijmy, że o kontrkandydacie PiS-u na stanowisko szefa Rady Europejskiej – Jacku Saryusz-Wolskim – partia poinformowała na początku marca, czyli na kilka dni przed ostatecznym głosowaniem. Dlaczego tak późno? Dr Wojciech Szalkiewicz, specjalista ds. marketingu politycznego, autor książki „Sztuka wojny politycznej”, jest zdania, że zabrakło tu rozegrania dyplomatycznego, bo „PiS jest daleki od dyplomacji”. Według dr. Biskupa w tej nominacji wcale mogło nie chodzić o wygraną: „Jeżeli mamy do czynienia z ludźmi, którzy się znają na sprawach europejskich – a tacy na pewno są, wystarczy wymienić ministra Szymańskiego – to myślę, że rząd przewidywał, że ta kandydatura będzie – powiedzmy sobie – teatralna, medialna. Była obliczona na pewien teatr polityczny i pokazanie swojego stanowiska przy przewidzianej porażce Saryusz-Wolskiego” – konkluduje specjalista ds. marketingu politycznego z UW.
Obaj rozmówcy zgodnie przyznają, że wymownym głosowaniem w Brukseli rząd Szydło zwrócił się do swojego elektoratu i poświęcił tym samym wizerunek kraju za granicą. W opinii dr. Biskupa sam PiS na tym nie zyska, bo ma stałe poparcie wśród tzw. „starych” wyborców, a nie widać elektoratów, wśród których miałby zyskać dodatkowe głosy. Autor „Sztuki wojny politycznej” mówi natomiast, że wybór pozostałych krajów pokazał słabość naszej dyplomacji i brak znaczącej pozycji na arenie międzynarodowej: „W polityce liczy się skuteczność, a tej nie było. Dlatego nikt nas nie przekona, że »czarne jest czarne, a białe jest białe«” – dopowiada ironicznie Szalkiewicz.
Czy głosowanie przeciwko Donaldowi Tuskowi jest wyrazem strachu Jarosława Kaczyńskiego przed największym konkurentem? Dr Bartłomiej Biskup jest zdania, że po dobrze sprawowanych rządach w Radzie Europejskiej, Tusk po powrocie mógłby zostać liderem opozycji i stać się zagrożeniem dla PiS-u. Dodaje przy tym, że takie scenariusze należy brać pod uwagę, jednak do tego jeszcze długa droga: „Wszyscy jednak zgodnie podkreślają, że cała afera była pomyślana na użytek wewnętrzny. W związku z tym krajowa retoryka najwyższych przedstawicieli co do Unii Europejskiej raczej się nie zmieni”. Dr Wojciech Szalkiewicz mówi wprost o celowych działaniach mających na celu pogorszenie wizerunku byłego szefa PO za granicą. „Jarosław Kaczyński chciał wysłać sygnał rodakom, że nawet w Europie Tuska nie chcą”.
Pokazał jednak, że wciąż obawia się jego powrotu „na białym koniu”.
Maciej Przybylski, Magdalena Wosińska