Dziennikarz wygrał sprawę z tygodnikiem w I instancji. Ma zostać przeproszony i otrzymać 500 tys. zł odszkodowania – informuje serwis wiadomosci.gazeta.pl. O wyniku procesu poinformował również sam zaintersowany – Kamil Durczok – na Twitterze.
Źródło: Twitter/durczokk
Rok temu Kamil Durczok wniósł zarzuty przeciwko wydawcy i dziennikarzom Wprost. Przedmiotem oskarżenia był tekst „Kamil Durczok. Fakty po faktach”, zamieszczony w 2015 roku we „Wprost”. Jak podaje gazeta.pl, w materiale opisane zostało zdarzenie, do którego miało dojść w wynajmowanym przez Durczoka mieszkaniu w Warszawie. Dziennikarz miał zostać wówczas spisany przez policję i co więcej, w mieszkaniu miałyby zostać znalezione materiały pornograficzne, gadżety seksualne i resztki „białego proszku”. Do tekstu dołączone były zdjęcia mieszkania – informuje źródło. Podkreślić należy, że wyrok „nie dotyczy kwestii związanych z molestowaniem i nagannymi zachowaniami, których dopuszczał się Kamil Durczok, pracując w stacji TVN. Molestowaniu i nagannym zachowaniom wobec podwładnych poświęcony jest inny proces w tym samym sądzie” – pisze Michał Majewski w latkowski.com.
Autorom wspomnianego tekstu (Sylwestrowi Latkowskiemu, Michałowi Majewskiemu i Oldze Wasilewskiej) zarzucano nierzetelność – czytamy. Wśród osób zajmujących to stanowisko był Durczok, który treść materiału Wprost określił jako „kłamliwe insynuacje i okarżenia”.
Do wyroku sądu odnieśli się także dziennikarze Wprost. Michał Majewski w latkowski.com podkreśla: „Gdybym miał pisać teksty o Kamilu Durczoku jeszcze raz, zrobiłbym to dokładnie tak, jak zrobiliśmy w 2015 roku”. „W mojej ocenie ten wyrok jest głęboko niesprawiedliwy, godzący w wolność słowa, a sposób prowadzenia przez sędzię tej sprawy co najmniej zaskakujący” – dodaje. Dowiadujemy się również, że sędzia odrzuciła wszystkie wnioski dowodowe, które zgłosił Wprost, w tym rozmowę dziennikarzy tygodnika z Durczokiem podczas zbierania materiału do tekstu. Wszyscy świadkowie Durczoka zostali przesłuchani, o zeznania nie poproszono natomiast ani biznesmena, jego małżonki ani najemczyni mieszkania czy policjantów – dodaje Majewski i zapowiada apelację: „Będziemy apelować i bronić swych racji w drugiej instancji. Ze spokojem czekamy też na zakończenie drugiego, toczącego się za zamkniętymi drzwiami, procesu, którego przedmiotem są sprawy związane z molestowaniem seksualnym w stacji TVN”.
Żródło: Twitter/MajewskiMichal
Jego zdanie podziela Sylwester Latkowski, który jeszcze w 2015 roku pełnił funkcję redaktora naczelnego Wprost.
O apelacji informuje też Wprost i na wprost.pl przytacza słowa wydawcy tygodnika Michała M. Lisieckiego: „Wyrok jest skandaliczny. Tłumienie odważnego dziennikarstwa jest z pewnością niekorzystne zarówno dla obywateli, jak i rządzących. Należy przypomnieć, że to dziennikarze przyczyniają się do ujawnienia największych afer. To dziennikarze tygodnika Wprost ujawnili m.in. aferę taśmową, aferę zegarkową, pisali o niejasnościach w postępowaniu przetargowym na śmigłowce dla armii. Dlatego dziwi stanowisko polskich sądów, które w nieodpowiedni sposób ważą prawo do prywatności osób publicznych z prawem obywateli do informacji”.
Radca prawny Wprost tak natomiast komentuje wyrok sądu: „W demokratycznym państwie prawa nie do zaakceptowania jest fakt, że sądy uwzględniają powództwa mające na celu wywołanie tzw. efektu mrożącego, który powoduje, że dziennikarze i wydawcy będą bali się poruszać ważne, ale stanowiące często tabu, tematy. Przepraszanie i ponoszenia jakiegokolwiek ciężaru finansowego za pisanie prawdy jest niezgodne z ideą państwa wolnego – także od cenzury”.
Pisaliśmy również o tym, że po drugiej publikacji Durczok zdecydował sie na współpracę z agencją PR. (ak)
Zdjęcie główne: TVN/Krzysztof Dubiel