„Na razie mamy »czystkę« od góry. Sprzeciwiam się temu pomysłowi, bo uważam, że telewizja, media publiczne powinny być tworzone dokładnie odwrotnie, tzn. od dołu” – prof. Wiesław Godzic o przyszłości mediów.
Proto.pl: Rząd szykuje zmiany w ustawie medialnej. Jak powinni w tej sytuacji zachowywać się dziennikarze?
Prof. Wiesław Godzic: To zależy od kultury dziennikarzy. Jednak nie byli oni bezwolną masą do tego czasu, musieli się z tym liczyć. Podobne „czystki” były robione, tylko może nie tak spektakularnie i w takiej skali. Przede wszystkim przed pojawieniem się „czystki”, czyli operacji związanej ze zmianą kierownictwa, dziennikarze już wcześniej byli bardzo podzieleni. Gdy tak na to spojrzymy, to uspokoimy swoje emocje. Dziennikarze wiedzą, że wraz ze zmianą ekipy politycznej, stają się łupem. Oczywiście, dotyczy to wyłącznie mediów publicznych. To bardzo zły obyczaj. Nie wiem, jakie są zarzuty merytoryczne do np. Katarzyny Lewickiej, która rozmawiała z wicepremierem. To, co się tam stało, nie stanowi powodu, żeby ją zwalniać ze stanowiska. Piotr Kraśko, który miałby pomagać, stać po stronie Platformy – nonsens! To jest szczególnie bolesne, bo właściwie nie wiadomo za co zostają zwolnieni. Bynajmniej nie za to, że okazywali jakieś sympatie na ekranie. Inna rzecz, że w przypadku zagrożenia utratą stanowiska, sympatii nie powinni okazywać. Wszelkie mrugania do publiczności – pełnią rolę prośby do odbiorców, żeby wzięli ich w obronę. Wiem, że były pomysły, żeby bojkotować media publiczne. Bojkot w mediach jest trudny: to by nie wyszło – jeszcze nie czas. Trzeba poczekać na właściwą ustawę, bo ona będzie mówiła: skąd pieniądze, jak ma wyglądać przyszła telewizja, itd. Na razie mamy „czystkę” od góry. Sprzeciwiam się temu pomysłowi, bo uważam, że telewizja, media publiczne powinny być tworzone dokładnie odwrotnie, tzn. od dołu. Powinniśmy – jako odbiorcy – mieć prawo wyrażać swoje życzenia: jakich chcemy programów, w jakiej ilości oraz otrzymać informację, ile to kosztuje. I wtedy do tych zadań dobieramy szefa: część tych zadań mógłby zrealizować Jacek Kurski, inne – nie. Powinno być tak: znajdujemy najpierw wyzwania i problemy, a potem do ich realizacji czy rozwiązań najmujemy my, obywatele, odpowiednich menedżerów.
Proto.pl: Jak ta zmiana wpłynie na media prywatne?
WG: One też się boją. To nie jest tak, że Jedynka i Dwójka potrzebują w nowej sytuacji mniej reklam, bo dostaną więcej pieniędzy skądinąd (nie wiemy ile i skąd). Ważne jest tylko to, że został naruszony, dotychczas istniejący, podział rynku. Mniej więcej taki, że jego połowa, ogromne pieniądze, należała do mediów komercyjnych, a druga – do publicznych. Załamanie tego procesu – czyli np. obniżenie ceny reklam – jak mówią ekonomiści, zajmujący się mediami, może przynieść niewiadome skutki. Wyobraźmy sobie, że jedne media miały zamówienia rządowe na reklamy, na obwieszczenia, teraz już nie będą ich miały. Powstaje pytanie: kto to dostanie i czy nie dostanie firma, która nie potrafi zagospodarować tych pieniędzy? Mamy w tej chwili taki przechył, że małe, niszowe stacje – często sprzyjające władzy – są niedostrzegane, więc teraz należy je doposażyć. Ale czy one gwarantują wystarczającą jakość, czy to są dobre stacje? Nad tym trzeba się zastanowić. Jak dotąd, spojrzenie jest wybitnie ideologiczne – do tej pory nie mieli, więc mają mieć.
Wcale tak nie jest. Obawiam się, że w tym wszystkim zginie jakość. Obejrzałem 4-5 wydań „Wiadomości i już teraz wydaje mi się, że to jest, jeszcze subtelny, ale jednak powrót do dawnych czasów – takiego mrugania okiem, tworzenia sugestii, używania supozycji i tworzenia sytuacji nierównego traktowania wszystkich podmiotów i światopoglądów. Wynika z tego, że dziennikarze są jednak na usługach partii rządzącej czy ideologii rządzącej.
O jednych dziennikarzach mówi się, że ze względów towarzyskich, o innych, że z ideologicznych tam pędzą. Ale zasmuciła mnie jedna informacja, w której ktoś tłumaczy, że jedna prezenterka musi opowiedzieć się za nową władzą, ponieważ ma dwójkę małych dzieci i kredyt do spłacenia. Jeśli dziennikarz nie będzie miał motywacji, tej najlepszej motywacji dziennikarskiej – chcę coś odkryć, mogę ryzykować, walczę o ważne rzeczy w obszarze społecznym – to jest to koniec dziennikarstwa. Wtedy dziennikarz zacznie zastanawiać się, czy warto podejmować wyzwanie. A wtedy autocenzura pracuje.
Proto.pl: Jak Pan ocenia słowa Pawła Kukiza, który powiedział, że „media publiczne były agencją PR-ową PO”?
WG: To jest jedna z obsesji posła Kukiza. Ja z kolei pamiętam taką sytuację – było to w piątek przed wyborami – gdy jedna z prezenterek w TVN-ie powiedziała, że premier nie wypełnił swojego zobowiązania, ponieważ obiecał pójść do jakiegoś człowieka, zjeść z nim zupę i wyjaśnić mu „jak żyć”. Być może przez ogłoszenie tego w piątek, bez możliwości riposty, PO od TVN-u dostała kilka mniej punktów. Istotnie wspólny jest jakiś rodowód. TVN jest stacją inteligencką, orientuje się na duże miasta. Podobnie Platforma, choć jest partią polityczną. Światopoglądowo już te dwie formacje się różnią. Jednak w każdym z tych obozów inteligent znaczy coś innego i myśli co innego. Cechą inteligencji i humanistów jest poddawanie faktów w wątpliwość. Tacy ludzie trudno tworzą partie polityczne, w których nakazuje się coś robić uproszczonego, realizować hasła. PiS jest partią wodzowską – pewnie jest tam taki sam odsetek inteligentów, ale ich pierwszym punktem jest: zdajemy się na szefa, wierzymy szefowi, który przewyższa wszystkich intuicją polityczną. W PO natomiast: szef ma silną rękę, ale my mamy także coś do powiedzenia.
Proto.pl: Czy zamieszanie wokół zmiany nie jest większe niż jej przyszłe konsekwencje?
WG: Z jednej strony, nie chciałbym, żeby było wiele takich okazji, ale dzięki zmianie, ruchowi, obywatele zaczynają mieć coś do powiedzenia. Niedawno Jacek Żakowski i Agnieszka Holland mieli pomysł na telewizję obywatelską. Teraz buduje się telewizję państwową, być może narodową – choć nie wiem, co to znaczy – ale nie publiczną ani obywatelską. Mnie interesuje właśnie telewizja publiczna i obywatelska, taka, której szef nie jest mianowany przez ministra skarbu, ale jest tak skonstruowana, że ma obowiązek patrzeć na ręce władzy. Zawsze telewizja publiczna powinna wyrażać głos ludu, tych, którzy wybrali polityków, i teraz oni tworzą taką instytucję, jak media i powierzają im obowiązek pilnowania tych polityków, których wybrali. Więc nie chcę słuchać polityków PiS-u, którzy mówią że, jak oni dają pieniądze (to są budżetowe pieniądze), to tym samym mają wymagać relacji wasala i media publiczne nie mogą ich ciągle atakować. Powinny – ciągle i najsilniej – dlatego, że komercji wcale nie zależy na uwikłaniu politycznym. TVN i Polsat chcą mieć dużo pieniędzy z reklam, czyli chcą, żeby wszyscy ich oglądali – i PiS-owiec, i Kukiz-owiec, i każdy inny. W związku z tym, media prywatne nie są zainteresowane upolitycznieniem, liczy się rozrywka, na różnym poziomie, plus informacja. Natomiast media publiczne miałyby obowiązek patrzeć na ręce, być ciągle w kontrze. Tu jest więc zasadniczy rozdźwięk, niezrozumienie ze strony prezesa Kaczyńskiego. On nigdy nie rozumiał współczesnych mediów, sądził, że spełniają one taką rolę, jak w PRL-u, tzn. chwalą, mniej lub więcej i którym można pogrozić palcem. Otóż nie, tu chodzi o zasadnicze sprawdzanie tego wszystkiego, co rząd proponuje i realizuje. Partia obiecała, zdobyła władzę: chcę, żeby ktoś to sprawdził w moim imieniu. Jednak z tego, co mi się wydaje, to jednak nie dążymy do roli mediów publicznych, do takiej wizji, o jakiej mówię, tylko do mediów państwowych.
Proto.pl: Czy czegoś jeszcze nie powiedziano w związku ze zmianami w ustawie medialnej?
WG:Niczego nie powiedziano. Powiedziano zaledwie to, jak ma nastąpić wybór prezesa, zresztą chyba niezgodnie z prawem, a na pewno z dobrym obyczajem (powinno się przegadać sprawę z KRRiT, kompletnie marginalizowaną przez PiS). Nie powiedziano natomiast: skąd mają być większe pieniądze (bo mają być), jakie będą metody ich „ściągania” (od 10-15 lat nie możemy tego ustalić), ile ma być reklam, w jakich porach? Czy ograniczymy, jak w Niemczech, liczbę reklam i pewne pasma w określonych porach będą od nich wolne? Kolejna niewiadoma – deklaracja modelu BBC-owskiego, który bardzo podoba się prezesowi Kurskiemu. Jednocześnie powiedział, że stawia na młodych, bo każdy ma smartfona i może zrobić zdjęcia. Jeśli stawia na model BBC-owski, to, po pierwsze, jest to model ludzi starszych, którzy coś przeżyli, mają spore doświadczenie życiowe. Wtedy nie zapełniamy ekranu 20-30-latkami, którzy mądrzą się i mówią 50-latkom, jak żyć, co jest dobre. Po drugie, jeśli takie eksperymenty ze smartfonami miałyby być upowszechnione, to pytam: gdzie jakość? Oczywiście, interesuje mnie rozpędzona ciężarówka, która gdzieś tam wpada, ale ja to mam w internecie. Kolejną rzeczą, o której nie powiedziano, a możliwe, że jest najważniejsza to: jak ma wyglądać telewizja w konfrontacji z Internetem? Internet przecież przejmuje bardzo wiele funkcji dotychczasowej telewizji. Przykładem są Lis czy Majewski, którzy przenieśli się już do sieci.
Telewizja w 2016 roku nie może już tak wyglądać, jakby nie było szerokopasmowego internetu. Więc niczego w tych kluczowych sprawach nie powiedziano.
Rozmawiała Anna Kozińska
Fot. YT/Bezmaski.pl