Kampania „Adoptuj Pszczołę” 2 w ubiegłym roku została nagrodzona trzema Złotymi Spinaczami. W rozpoczynającym się dziś cyklu redakcyjnym będziemy przypominać najciekawsze projekty poprzedniej edycji i prezentować szczegóły tegorocznej. PRoto.pl jest patronem medialnym wydarzenia. Zachęcamy do przesyłania zgłoszeń do tegorocznej edycji konkursu!
PRoto.pl: Dlaczego pszczoły są dla nas ludzi ważne?
Katarzyna Jagiełło, Fundacja Greenpeace Polska: Pszczoły są dla nas niezwykle ważne i to z różnych powodów. Dla organizacji ekologicznej takiej jak Greenpeace pszczoły są niesamowitym przykładem, dzięki któremu możemy pokazać, że dbając o przyrodę, dbamy tak naprawdę przede wszystkim o człowieka i że człowiek jest w centrum prawie wszystkich ekologicznych działań. Pszczoły zapewniają nam jedzenie darmową pracą. Istnieje niesamowity świat połączeń między roślinami a owadami zapylającymi. 1/3 tego, co jemy bezpośrednio zależy od pracy pszczół. Gdyby nie zapyliły jakiejś rośliny, owoców byłoby bardzo mało albo byłyby słabej jakości, źle wykształcone. Aż 3/4 tego co jemy, w jakiś sposób pośrednio zależy od pracy pszczół.
Katarzyna Jagiełło z GP w pasiece Piotra Małego w Przyczynie Dolnej. Fot. Marianna Hoszowska
PRoto.pl: Czy mogę prosić o jakiś przykład?
K.J.: Nabiał. Rośliny paszowe, które spożywają zwierzęta np. krowy, to są rośliny, które wymagają zapylania. W naszym rejonie, w Europie, jest mniej więcej 4 tys. odmian warzyw. Z tych 4 tys. wszystkie wymagają zapylania, aby móc stworzyć nasiona. Mówię tu cały czas o twardych, wymiernych ekonomicznych danych, ale proszę sobie wyobrazić, że gdyby pszczół nie było, widok pachnącej, kolorowej łąki byłby tylko wspomnieniem.
Fot. Fred Dott
PRoto.pl: Albert Einstein powiedział, że jeśli wyginą pszczoły, ludziom pozostaną 4 lata…
KJ: Gdyby pszczół nie było, ludzkość nie uległaby zagładzie w ciągu 4 lat, ale nasze życie zmieniłoby się drastycznie, bo na przykład musiałby się przebudować ekosystem w taki sposób, że dominowałyby rośliny zależne od zapylania przez wiatr. Najprostszą konsekwencją takiej zmiany, byłaby smutna dola alergików, którzy musieliby się zmagać z ogromną liczbą pyłków w powietrzu przenoszonych przez wiatr. Nasza żywność stałaby się o wiele droższa.
Pszczelarze z Przyczyny Dolnej i pszczeli zespół Greenpeace Polska. Fot.Marianna Hoszowska
PRoto.pl: Jak działa ten mechanizm?
K.J.: Jeśli spojrzeć na wymierne wskaźniki, to dobrze zapylona cukinia daje o 90 proc. lepsze plony, dobrze zapylony rzepak od 20 do 40 proc. – to zależy od odmiany. Praca pszczół bardzo wymiernie przekłada się na ilość zbiorów, co oznacza bezpośredni wpływ na ceny. Gdyby nie było pszczół, żywilibyśmy się głównie ryżem, algami, grzybami i bardzo drogimi owocami i roślinami. Słyszę doniesienia, że są próby stworzenia mechanicznych pszczół. Nauka dopiero zaczyna doceniać ogromny wkład dziko żyjących zapylaczy. My wbrew pozorom nie rozumiemy jeszcze wszystkiego. Kto zapłaciłby za zapylanie dziko żyjących roślin? Jak poradzilibyśmy sobie z konsekwencjami płacenia za coś, co pszczoły dają nam kompletnie za darmo?
PRoto.pl: O jakich kosztach tutaj mowa?
K.J.: Pszczoły są zwornikiem ekosystemu, bo świadczą bardzo dużo „usług”. Wartość światowego zapylania jest wyceniana na 265 mld euro – to bardzo dużo. Nikt nie pokusił się o wycenę, na przykład tego, że rośliny zapylane przez pszczoły wiążą glebę, filtrują wodę, robią bardzo wiele rzeczy dla naszego środowiska, które kształtują naszą rzeczywistość i trudno sobie wyobrazić, jak wyglądałoby życie, gdyby te rośliny nie funkcjonowały, a funkcjonują dzięki pszczołom. System wokół pszczół jest naprawdę ogromny, bogaty, skomplikowany i właściwie mówimy tu o tkance życia. W naszym ogromnym interesie leży ochrona pszczół i mamy za co się im odwdzięczyć.
Dlaczego pszczoły są zagrożone?
K.J.: Naukowcy i pszczelarze będą się wypowiadać o pszczołach miodnych i wskażą na choroby, pasożyty, pestycydy, niektórzy będą w stanie dorzucić zmiany klimatyczne. Warto pamiętać, że czynnikiem, który jest najprostszy do zmiany i jednocześnie niezwykle poważny, to właśnie obecność pestycydów, które często stanowią tło dla wielu chorób. Udowodniono naukowo niszczący wpływ pestycydów na pszczoły, które ulegają ostremu podtruciu i umierają albo podtruwane są chronicznie i tracą zdolności nawigacyjne czy komunikacyjne. Prawdziwy dramat polega na tym – i nie waham się użyć tych słów – że pescytydy tworzą tzw. koktajle. Poszczególne składniki wpływają na siebie, to oznacza, że niektóre substancje są wzmacniaczami efektu działania innych. Neutralne dla pszczół fungicydy (niszczą grzyby – przyp. red.), przez to, że są w towarzystwie innych pestycydów stają się kilkaset razy bardziej toksyczne. Nikt nie jest w stanie kontrolować efektów takich mieszanek, nie przeprowadza się odpowiednich badań. To jest taka strona stosowania pestycydów, o której jeszcze niewiele się mówi, a ona jest dla nas bardzo ważna, bo pozostałości tych środków trafiają do naszej żywności. Tak wygląda świat pszczół: pracują cicho i dostają od nas w zamian bardzo złe traktowanie.
W Polsce mamy 470 gatunków dziko żyjących zapylaczy, już połowa z nich jest w czerwonej księdze gatunków zagrożonych. Coraz więcej badań pokazuje, że właśnie te owady są niezwykle istotne w procesie zapylania. Np. murarki, świetnie zapylają jabłonie, a trzmiele – koniczynę. O wiele skuteczniej niż pszczoły miodne. Stawianie tylko na pszczoły miodne jest bardzo krótkowzroczne.
PRoto.pl: Jaka jest świadomość w Polsce na temat roli owadów zapylających?
K.J.: Mam wrażenie, że ta świadomość rośnie. Rodaczki i rodacy coraz więcej na temat pszczół wiedzą i otaczają je ciepłymi uczuciami. Oczywiście nie mam twardych danych, ale mogę opierać się na liczbie publikacji, komentarzy, które pojawiają się w mediach społecznościowych. Myślę, że Greenpeace przyczynił się do tego stanu, można porównać ilość publikacji przed i po naszej kampanii, kiedy zaczęto o pszczołach mówić.
Otwarcie ogrodu dla pszczół i ludzi “Motyka i Słońce”. Fot. Konrad Konstantynowicz
PRoto.pl: Dotychczas w ramach 1 i 2 edycji akcji „Adoptuj” pszczołę udało się m.in. postawić w 16 miastach Polski sto hoteli dla owadów zapylających, stworzyć w Warszawie ogród społecznościowy dla pszczół i ludzi oraz odbudować pszczelą populację w Przyczynie Dolnej, w której w ciągu jednej nocy zginęło kilka milionów tych owadów. Z jakiego osiągnięcia jest Pani szczególnie dumna?
K.J.: Pierwsza edycja była niesamowita, bo nigdy czegoś takiego nie robiliśmy. Eksperymentowaliśmy ze wszystkim, a odzew był niewiarygodny. Pamiętam radość, kiedy się okazało, że pszczoły są adoptowane, że rysunek, który narysował dla nas pan Tadeusz Baranowski, jest odsłaniany (wraz z postępem adopcji owadów odsłaniano kolejne plastry zasłaniające obraz – przyp. red). Z kolei przy drugiej edycji, kiedy okazało się, że wydarzyła się pszczela katastrofa w Przyczynie Dolnej, bardzo szybko dokonaliśmy zmiany celu zbiórki. Na początku mieliśmy zbierać środki na stworzenie ogrodów miejskich, ale postanowiliśmy zareagować na to, co się wydarzyło. Spotkanie z pszczelarzami, który byli niewiarygodnie wzruszeni, bo nie wierzyli, że coś takiego może się wydarzyć, to był bardzo mocny moment. Nie wiem, co będzie najmocniejszym akcentem 3 edycji, która właśnie teraz się dzieje. W jej ramach, wspólnie z Uniwersytetem Warszawskim, tworzony jest Wielki Spis Dzikich Zapylaczy. W Polsce dopiero raczkuje pomysł na naukę obywatelską, czyli wkład nas nie-naukowców do badań. To jest ogromnie ważne, kiedy udaje się zrobić coś, co jest nowe, spopularyzować to, przełamać tradycyjną barierę naukowcy-odbiorcy nauki.
Dni Pszczoły w gm. Wschowa. Fot. Bogusz Bilewski
PRoto.pl: 1 i 2 edycja kampanii „Adoptuj pszczołę” były największymi projektami crowfundingowymi w Polsce pod względem liczby uczestników. Jakie narzędzia komunikacji stosowaliście, żeby zainteresować ludzi, tym co robicie?
K.J.: Tworząc naszą akcję myśleliśmy – na wzór pszczół miodnych – w kategoriach roju. Podstawą było założenie, że jesteśmy partnerami w działaniu. Dlatego np. w 2 edycji pojawiły się złote pszczoły, które mogły samodzielnie włączyć się w jeszcze większym stopniu w adoptowanie pszczół. Bardzo odpowiedzialnie podchodziliśmy do kontaktów z adoptującymi. Od 1 edycji dbaliśmy o to, żeby jakość informacji była bardzo dobra, żebyśmy pozostawali w kontakcie. Szczerze i z całego serca dziękowaliśmy każdemu, kto się włączył i podkreślaliśmy, że nie ma progu wejścia – liczy się każda pomoc. Każda kwota jest ważna, fajna, potrzebna. W roju siła. Bardzo nam zależało, żeby włączających się było jak najwięcej. Oczywiście za tym poszło bardzo konkretne myślenie, czyli planowanie jak działać na poszczególnych kanałach. Podejście, że robimy to wszystko wspólnie, takie bardzo włączające, stanowiło bazę do wszystkich innych działań. Liczba adoptujących w każdej edycji rośnie. Pszczoły łączą ludzi. Jesteśmy razem i w jakiś sposób dajemy możliwość zdziałania czegoś bardzo dobrego. Okazało się, że ludzie naprawdę chcą działać, skanalizowanie tej energii jest czymś, co było bardzo potrzebne i odpowiedziało na potrzebę faktycznego zaangażowania się.
PRoto.pl: Kluczem do sukcesu wydaje się też szerokie partnerstwo. Od początku akcji nie działaliście w pojedynkę, ale było mnóstwo instytucji, mediów, jednostek, organizacji małych i dużych, z którymi weszliście we współpracę. Jakie znaczenie ma dla Państwa partnerstwo?
K.J.: Adoptuj pszczołę jest akcją, która wpisuje się w szerszą działalność na rzecz pszczół. Hasło kampanii: „Przychylmy pszczołom nieba, w roju siła” było wprowadzane w życie. Greenpeace jest organizacją, która działa na rzecz zmiany systemowej. Wiemy, że najlepszym rozwiązaniem dla pszczół, jest zmiana sposobu produkcji żywności, a czegoś takiego nie osiąga się w pojedynkę. Faktycznie bardzo chętnie współpracujemy. W pierwszą edycję włączyło się wiele znanych osób: Agnieszka Kręglicka, która przygotowała przepis z miodem, Marika, która oferowała swoje zdjęcie w stroju pszczelarza czy siostry Przybysz, które oferowały piosenkę. Włączyły się też organizacje pozarządowe. Chcieliśmy i chcemy zabierać ludzi na pokład. Złote pszczoły w 2 edycji ewaluowały w narzędzie dla ludzi, którzy są najbardziej zaangażowani, żeby to oni skupiali wokół siebie kolejne osoby zainteresowane losem pszczół. Chcieliśmy faktycznie stworzyć sieć, rój, czyli super-organizm, który pozwala uruchomić, jak to pani nazwała efekt kuli śnieżnej. Myślę, że idea akcji została podpatrzona u owadów zapylających.
Przekazanie pszczół pszczelarzom z Przyczyny Dolnej. Fot. Marianna Hoszowska
PRoto.pl: Skoro im tak dobrze wychodzi, to może powinniśmy się od nich uczyć. Wracając do efektów wizerunkowych: w jakim stopniu projektowali Państwo akcję na media społecznościowe?
K.J.: Uważam, że mocną stroną naszej akcji jest silne połączenie off line z on line. Dzieją się rzeczy fizyczne, nie ograniczamy się tylko do mediów społecznościowych. Hotele z pierwszej edycji stoją w miejscach publicznych, można przyjść i je zobaczyć. Podobnie wymierne są zmiany w Przyczynie Dolnej. Ale faktycznie – myśleliśmy o internecie, dbamy o kontakt z ludźmi, rytm dnia bardzo często wyznaczają media społecznościowe. Bardzo uważnie i z ogromnym szacunkiem podchodziliśmy do komunikowania się z naszymi partnerami, bo każdy kto wspiera akcję jest partnerem, uczestnikiem całego procesu.
PRoto.pl: Co jest Pani zdaniem ważne w budowaniu wizerunku akcji społecznej?
K.J.: Dotykamy tutaj bardzo ważnej dla mnie osobiście sfery i to jest sfera wartości. Nasze wartości jasno komunikują się w tej akcji. Wydaje mi się, że – użyję teraz zestawu słów, które nie są już chyba bardzo częste w słownikach, ale uczciwość wobec systemu wartości, celu, drogi, konsekwencja, spójność, to, że wiemy, że to co robimy ma sens, jest dobre. Chcemy i uważamy, że to ważne, żeby dobre wiadomości mogły faktycznie wybrzmieć. Mam wrażenie, że jest wśród nas rzesza osób, która chcą działać na rzecz lepszego dla ludzi i przyrody świata. I ważne jest to, by sięgać do tej emocji, zabrać ludzi na pokład, uczyć się od nich, słuchać. Kiedy byliśmy na Gali Złotych Spinaczy, to było niesamowite doświadczenie, usłyszałam w trakcie części nieoficjalnej, że widać było w naszej akcji serce. Było je widać, kiedy byliśmy na scenie i dziękowaliśmy za nagrody, które dostawaliśmy. Myślę, że ważne jest połączenie szczerości, serca i profesjonalnego zaangażowania. W naszym przypadku zaangażowania niewielkiej grupy osób, bo jesteśmy organizacją pozarządową, co oznacza, że nasze wydatki muszą być bardzo dobrze przemyślane. Było to dla nas niezwykle ważne, dlatego na moim biurku stoi statuetka za efektywność.
Targi rolnicze w Kalsku. Fot. Piotr Dankowski
PRoto.pl: Czy warto by organizacje pozarządowe zgłaszały się do konkursu Złote Spinacze, by pokazać swoje działania komunikacyjne ekspertom?
K.J.: Ja bardzo się ucieszyłam, kiedy okazało się, że nasza akcja została zgłoszona do Złotych Spinaczy, bo byłam ciekawa efektu. Jesteśmy dumni z tego, co zrobiliśmy, że byliśmy w stanie całą akcję zaprojektować. Każda forma docenienia przez ludzi, którzy zajmują się takimi działaniami zawodowo, często w celach często komercyjnych, to jest mocny ukłon w stronę trzeciego sektora. I myślę, że każda organizacja pozarządowa, która działa w przestrzeni publicznej, potrzebuje mówić o swojej misji. To jest bardzo ważne. Ten przekaz musi być zbudowany dobrze, skutecznie, profesjonalnie, w taki sposób, żeby dotarł do odbiorcy. Dla nas potrójna nagroda Złotych Spinaczy oznacza, że wypełniamy zaufanie, które jest w nas pokładane, bo reprezentujemy całą rzeszę ludzi, którzy chcą zmiany. Dlatego myślę sobie, że to jest dobry ruch, żeby dać się docenić, jeśli zrobi się coś dobrego. My jesteśmy bardzo dumni, że tyle osób zaangażowało się i polubiło „Adoptuj pszczołę”.
Rozmawiała Joanna Jałowiec
Katarzyna Jagiełło. Ekspertka ds. rolnictwa ekologicznego. Koordynatorka kampanii „Przychylmy pszczołom nieba” i „Kocham Puszczę”
Joanna Jałowiec. Redaktor naczelna PRoto.pl. Od ponad 10 lat w mediach. Specjalizuje się w wywiadach. Zawodowo interesują ją media społecznościowe, CSR, nowe technologie, kryzysy wizerunkowe, tematy społeczne i zmiany w szeroko pojętej branży komunikacyjnej.