Ile wiadomości na nasz temat gromadzą internetowe aplikacje? Przekonała się o tym jedna z użytkowniczek Tindera – serwisu randkowego liczącego 50 milionów profili – kiedy poprosiła administratora danych o udostępnienie zebranych o niej informacji, pisze gazetaprawna.pl, powołując się na doniesienia The Guardiana.
Jak czytamy dalej w serwisie, w odpowiedzi na zapytanie kobieta otrzymała 800 stron dokumentów, które zawierały m.in. liczbę polubień na Facebooku, zdjęcia z Instagrama (także te, które zostały przez nią usunięte), jej zainteresowania, preferencje dotyczące jedzenia i muzyki, a także lokalizacje, w których się znajdowała.
„Czytając te 1700 komunikatów, które wysłałam od 2013 roku, odbyłam wycieczkę w moje nadzieje, obawy, preferencje seksualne i najgłębsze tajemnice. Tinder zna mnie tak dobrze” – zareagowała na sytuację użytkowniczka.
Dalej polskie źródło przywołuje opinię socjologa, który udzielił komentarza portalowi theguardian.com. Jego zdaniem w ten sam sposób działa większość aplikacji społecznościowych – „wykorzystują proste, emocjonalne zjawisko: nie widzimy danych, które o sobie przekazujemy, więc chętnie i często to robimy” – czytamy na gazetaprawna.pl. Grupowane informacje służą twórcom do tworzenia zaawansowanych statystyk, dzięki którym wiedzą o użytkownikach więcej niż oni sami.
Jak czytamy dalej, z badania z lipca 2017 roku wynika, że użytkownicy Tindera nie są świadomi tego, jakie dane dostarczają administratorom.
(bm)