Od lat wysyłką relacji korespondentów z Białego Domu zajmuje się prezydenckie biuro prasowe. Jak informuje Washington Post, czasem wykorzystuje ono swoją pozycję i uzależnia rozesłanie informacji od uwzględnienia w nich swoich uwag.
Obecny system rozpowszechniania informacji prasowych o wydarzeniach z Białego Domu jest efektem dziesiątek lat współpracy między administracją prezydenta a amerykańskimi mediami. Aby prezydentowi w każdej sytuacji nie towarzyszyły tłumy dziennikarzy, spośród wszystkich korespondentów wybierana jest grupa, która ma swobodniejszy dostęp do prezydenta. W odróżnieniu od ogółu dziennikarzy może ona uczestniczyć także w mniej oficjalnych wydarzeniach. W zamian pełnią oni rolę pośredników, przygotowując informacje, z których później korzystają pozostałe media. Ich rozpowszechnianiem zajmuje się biuro prasowe Białego Domu, zarządzające bazą mediów.
Jak zaznacza Washington Post, zdecydowana większość informacji jest rozsyłana przez biuro bez uwag. Zdarzają się jednak wyjątki, gdy wracają one z uwagami, a ich uwzględnienie jest warunkiem wysyłki do pozostałych mediów. W tekście pada kilka przykładów ingerencji PR-owców Białego Domu. W 2012 roku Todd Gillman z Dallas Morning News opisał scenę pożegnania jednego z korespondentów, odbywającego ostatnią podróż z Obamą. Prezydent przyniósł do przedziału Air Force One zajmowanego przez dziennikarzy kawałek ciasta ze świeczką. Poprosił odchodzącego dziennikarza, żeby przed jej zdmuchnięciem pomyślał o życzeniu, „najlepiej mającym coś wspólnego z liczbą 270” (przynajmniej tylu elektorskich głosów potrzebował Obama do ponownego wyboru). Pierwotnie pracownik biura prasowego prezydenta stwierdził, że to, co zrobił Obama było “off the record” i poprosił o usunięcie całego fragmentu z informacji prasowej. Ostatecznie informacja została rozesłana w pierwotnej formie, jednak z dużym opóźnieniem.
Innym razem służby prasowe prezydenta miały uwagi do informacji korespondenta Washington Post, Davida Nakamury. Zestawił on wypowiedź Obamy podkreślającego wagę wolnych mediów z decyzją Białego Domu o ograniczeniu liczby fotoreporterów mających dostęp do prezydenta. Po wymianie argumentów Nakamura usunął to porównanie, które zostało uznane za „niesprawiedliwe”.
Jednocześnie wielu doświadczonych korespondentów wspomina, że nie miało nigdy takich problemów. Jak wspomina Peter Baker z New York Timesa, prezydenckie biuro prasowe wysyłało jedynie uwagi w przypadku błędów merytorycznych. Tom DeFrank z National Journal wspomina, że tylko raz służby prasowe Białego Domu chciały ingerować w treść jego informacji prasowej – i było to za czasów prezydentury Forda. Niektórzy dziennikarze twierdzą jednak, że administracja Obamy baczniej przypatruje się przesyłanym informacjom niż jej poprzednicy i czasami ma uwagi do mniej istotnych szczegółów. (ks)