W Press czytamy o tym, że agencje brandingowe stanowią wzór dla innych firm w podejściu do klientów, bo nie biorą za darmo udziału w przetargach.
Jak to się stało, że agencje brandingowe już za sam przetarg dostają pieniądze? Miesięcznik przypomina, że stało się to w 2008 – wówczas agencje w ramach Stowarzyszenia Komunikacji Marketingowej SAR stworzyły Klub Brand Design, który miał m.in. zdyscyplinować i nauczyć dobrych praktyk klientów. „Skłoniła nas do tego sytuacja na rynku: mnóstwo niepłatnych przetargów z udziałem wielu agencji, wymagających poświęcenia czasu. Klienci przekładali kalkę przetargów dla agencji reklamowych na brandingowe” – opowiada Michał Łojewski z White Cat Studio. Te zasady spisano w Kodeksie postępowania zawodowego i etyki członków Klubu Brand Design, do którego należy dziś 14 agencji. Kodeks zakłada m.in. wynagrodzenie za sam udział w przetargu – tzw. rejection fee (RF, nie niższe niż 50 proc. wartości budżetu pierwszego etapu kreatywnego) czy jawność informacji na temat konkurencji.
Piotr Ręczajski, strategy director & partner MamaStudio opowiada, że klienci nie zawsze godzili się na takie zasady. „Dużo nas to kosztowało: oburzenie klientów, wykluczenia z przetargów. Teraz przedstawiciele firm mają już większą świadomość, rozumieją, że od razu dostarczamy gotowy produkt”.
W dalszej części tekstu autorka pyta swoich rozmówców, dlaczego agencjom brandingowym to się udało, a reklamowym nie. Wskazywane w tekście są trzy powody: agencje reklamowe walczą o więcej i są w stanie więcej poświęcić. Po drugie: agencje reklamowe wkładają mniej pracy na początkowym etapie. Kolejna rzecz to kwestia solidarności w branży. „Głównym powodem, dla którego agencjom reklamowym nie udaje się egzekwować płatnych przetargów, jest brak wiary w możliwość zmiany na tym gruncie i pewne przyzwyczajenie klientów. Ale jak widać po agencjach brand design, udaje się ich przekonać do stosowania się do zasad” – mówi Małgorzata Maciaszek z Delikatessen. (mw)