„Utrudnia podniesienie poziomu kształcenia w zakresie PR moda na, tak zwane, studia przypadku oraz dominujący pragmatyzm, czy poszukiwanie gotowych do zastosowania rozwiązań. Podczas gdy każdy specjalista – praktyk PR – wie, że każdy przypadek jest inny” – uważa Anna Adamus-Matuszyńska, ubiegłoroczna laureatka PRotonów.
PRoto.pl: Jak ocenia Pani poziom edukacji PR-u na polskich uczelniach?
Anna Adamus-Matuszyńska: Trudno jest mi wypowiadać się na temat innych uczelni, w których kształci się specjalistów PR. Myślę, że odpowiedź na tak sformułowane pytanie znajduje się w samej praktyce. To ona jest forma audytu absolwentów uczelni. Czy zarządzający agencjami lub działami public relations zatrudniają osoby, które ukończyły specjalność PR? Z mojego rozeznania nie jest to powszechne. Wszystko zależy od tego, czego się od absolwenta oczekuje.
Osobiście polecam czasami konkretnych absolwentów konkretnej firmie czy agencji. Miałam okazję do poznania umiejętności danego studenta, a też i wiem, czego sama nauczyłam. Rekomenduję do pracy w PR absolwentów, którzy charakteryzują się następującymi cechami:
a. czytają zalecane podręczniki i dyskutują z ich treścią;
b. są aktywni podczas zajęć, a dokładniej zadają trudne i nieporęczne dla wykładowcy pytania. To dowód, że myślą;
c. potrafią wiedzę przełożyć na rozwiązania praktyczne;
d. potrafią logicznie myśleć.
Takie osoby polecam, bo wiem, że czego ich szkoła nie nauczyła, to sami sobie to nadrobią.
Gdyby dosłownie odpowiedzieć na zadane pytanie, to muszę stwierdzić, że ten poziom nie jest zadowalający. Co to znaczy? Otóż, poziom jest taki, jak jest polski PR. Ciągle jeszcze początkujący, choć już nie raczkujący, tylko niepewnie stąpający po kruchym lodzie biznesu. Brak standardów kształcenia specjalistów PR, wielość kierunków, na których znaleźć można specjalność PR (politologia, nauka o komunikowaniu, socjologia, zarządzanie, marketing, itp.) – to są realne czynniki determinujące poziom nauczania w szkołach wyższych.
Utrudnia podniesienie poziomu kształcenia w zakresie PR moda na, tak zwane, studia przypadku oraz dominujący pragmatyzm, czy poszukiwanie gotowych do zastosowania rozwiązań. Podczas gdy każdy specjalista – praktyk PR – wie, że każdy przypadek jest inny, nie ma dwóch takich samych sytuacji, więc nie ma dwóch takich samych rozwiązań. Dlatego trzeba się uczyć teorii, która dokonuje uogólnienia powtarzalnych cech i zjawisk, a potem od umiejętności analitycznego myślenia zależy, czy potrafimy przełożyć to na praktykę. To tak jak z moim laptopem. Jestem jedyną osobą, która na nim pracuje, więc znam jego wady i zalety. Informatyk wie, jak działa system, ale nie będzie wiedział, że w mojej klawiaturze litera ‘k’ wymaga większego nacisku na klawisz, niż litera ‘a’. Ja to wiem z mojej praktyki. A czasem właśnie odpowiedni nacisk na klawisz decyduje o sprawności działania jakiegoś programu czy aplikacji. Podobnie z PR, bez teorii ani rusz. Praktyka teorii czyni mistrza.
Jednak wobec faktu, że liczba agencji PR rośnie, ilość zatrudnianych w specjalistów także, mamy do czynienia ze stałym, sukcesywnym, choć nie dynamicznym, rozwojem branży. To są wskaźniki poziomu kształcenia. Nie jest źle, ale też i jasne są cele, co trzeba robić dalej.
PRoto.pl: Na jakie bariery natrafiają najczęściej wykładowcy?
A.A.M.: Dzisiaj dla mnie największą barierą jest system kształcenia w Polsce. Przygotowania do matury młodych ludzi koncentrują się na zdawaniu testów, a nie na logicznym formułowaniu opinii i poglądów. Potem podczas studiów nie jest inaczej. Nadal dominują testy.
Osobiście brakuje mi możliwości kontaktu bezpośredniego ze studentami – rozmów, debat, dyskusji. Po każdej indywidualnej rozmowie ze studentem odkrywam jego pokłady umiejętności, talentów, a także wiedzy. Jednak na zajęciach przed cała grupą, ani student się nie odkryje, ani ja, jako prowadząca, nie mam możliwości dotrzeć do każdego indywidualnie. Marzą mi się grupy 10 – 12 osób, dyskusje – także te akademickie, rozważania za i przeciw różnym rozwiązaniom, omawianie szczegółów studium przypadku, czyli odpowiadanie na pytanie: dlaczego tak było, lub dlaczego tak nie było. Aktualny system szkolnictwa wyższego nie daje takich możliwości.
Barierą jest także aktualna niechęć do czytania. Trudno jest mi rozmawiać ze studentem, kiedy on nie zapoznał się z zadanym tekstem. Gdy obie strony są po tej samej lekturze to stoją na tej samej podłodze, posługują się tym samym językiem, znają te same fakty, a więc mogą się skutecznie porozumieć, co nie znaczy, że będą mieć te same opinie. W sytuacji, gdy ja przeczytałam dany tekst, a student mówi, że „on to wie ze swojej głowy”, to każdy z nas stoi na innej podłodze, nie mamy wspólnej platformy. I nasze drogi się rozchodzą.
Kolejną bariera jest brak autorytetów. Dziś autorytetami są ci PR-owcy, którzy są znani z mediów, najlepiej tych tradycyjnych. To prawdziwy dramat.
PRoto.pl: Co wymaga zmiany/udoskonalenia?
A.A.M.: Konieczne jest przyporządkowanie specjalności PR do konkretnego kierunku studiów. To uporządkuje proces edukacji.
Niezbędna jest nadal edukacja środowiska biznesu w rozróżnianiu reklamy od PR-u.
Zmienia się też i rola samego PR-owca. Jeszcze kilka lat temu dziennikarskie wprawki były zakazane. Dziś między zawodem dziennikarza a zawodem PR-owca zatraca się granica. To wymaga zmian w podejściu do tych dwóch zawodów oraz uzupełniania zapisów w kodeksach etycznych.