Jak czytamy w Gazecie Wyborczej, firmy kilka lat temu odkryły promocyjny potencjał blogów. Wcześniej traktowały je „jak internetowy folklor – elektroniczne pamiętniki 16-latków z kompleksami lub przerostem ego”.
„Gdybym nie widziała twardych danych, nie uwierzyłabym, że blogi mają aż taką moc” – zaznacza prof. Dominika Maison z Wydziału Psychologii UW. Mimo siły oddziaływania na czytelników, wielu blogerów przystaje na każdą propozycję współpracy. „W kółko powtarzam, by odrzucali dziewięć na dziesięć propozycji i brali tylko najlepsze. Jednak wolą uprawiać żebractwo. Zwłaszcza blogerki modowe i kosmetyczne. Są największym łajnem blogosfery, bo przez nie ludzie myślą, że bloger żyje z gratisów” – twierdzi Tomasz Tomczyk, znany w sieci jako Kominek. Według blogerki Darii Ogłodzińskiej firmy częściej decydują się na barter, niż płacenie gotówką. Matylda Kozakiewicz (Segritta) zaznacza natomiast, że najbardziej skuteczne są kampanie kontekstowe z blogerem w głównej roli, ponieważ czytelnicy blogów nie znoszą banerów reklamowych.
Dotychczas największą tego typu kampanię przeprowadziło Orange, które chciało w ten sposób wypromować nową ofertę roamingową. Do współpracy zaprosiło trójkę blogerów i dwóch vlogerów (zamieszczających w sieci krótkie filmy zamiast wpisów). Operator zafundował im 10 dni podróży po Europie.
Mimo tego typu kampanii, o ile nie jest się „top blogerem”, ciężko utrzymać się z pisania w sieci. Współpraca z Kominkiem kosztuje od 3 do 50 tys. zł. Tomasz Tomczyk kilka lat temu zdecydował się na konsekwentne promowanie własnej marki. Stworzył blog lifestyle’owy, unikał zamieszczania banerów reklamowych. „Lifestyle to przyszłość blogosfery” – twierdzi Eliza Wydrych (Fashionelka). Według Kominka jakiekolwiek pieniądze zarabia 1 proc. blogerów. (ks)