Gazety na świecie wieszczą, że zamieszki w Londynie wpłyną niekorzystnie na wizerunek miasta i całego kraju, a do tego mogą odwieść turystów od planów przybycia na Wyspy z okazji olimpiady w 2012 roku. Jak czytamy w serwisie telegraph.co.uk, obawy te podzielają sami Brytyjczycy.
„Zagraniczne gazety porównują obecne zamieszki do niepokojów na tle rasowym z lat 80-tych, a niektóre sugerują, że rozruchy mogą wybuchnąć ponownie w trakcie przyszłorocznej olimpiady” – pisze Olivier Smith. Dziennik USAToday napisał, że ostatnie wydarzenia są „ostrzeżeniem przed potencjalnymi aktami przemocy, jakie mogą mieć miejsce w trakcie przyszłorocznych igrzysk w Londynie.
Co na to Brytyjczycy? Mary Rance, dyrektor brytyjskiej organizacji turystycznej UK Inbound, przyznaje, że zamieszki najbardziej szkodzą wizerunkowi Wielkiej Brytanii i branży turystycznej zarówno w krótszej, jak i dłuższej perspektywie. Dodaje jednak, że Londyn nadal pozostaje jednym z najbezpieczniejszych miast świata. „Podkreślamy, że te wydarzenia nie są typowe dla tego miasta” – dodaje Rance.
Patrcia Yates z brytyjskiej organizacji turystycznej VisitBritain zaznacza natomiast, że brytyjska branża turystyczna jest zwykle odporna na podobne zawirowania, choć zdjęcia z londyńskich zamieszek nie są korzystne dla wizerunku miasta. „Dopóki władze szybko reagują, wpływ tych wydarzeń nie będzie duży” – twierdzi i zapewnia, że do VisitBritain nie wpłynęła jeszcze żadna prośba od turystów o odwołanie rezerwacji.
Turystów uspokaja także Europejska Federacja Firm Turystycznych. „Zamieszki ograniczyły się do kilku centrów handlowych na przedmieściach (…) Dopóki zniszczenia ograniczają się do zewnętrznych dzielnic, rozruchy będą miały niewielki wpływ na popyt, dotyczący usług turystycznych w Londynie” – napisała federacja w oświadczeniu. Jej dyrektor Ton Jenkins przyznaje, że olimpiada w 2012 roku będzie wydarzeniem przede wszystkim w skali kraju. „Brytyjczycy nie zrezygnują z odwiedzenia obiektów olimpijskich w dzielnicy Stratford tylko dlatego, że rok wcześniej ktoś zbił witrynę sklepową w dzielnicy Hackney” – twierdzi Jenkins. (ks)