Miał przepłynąć Morze Czerwone. Nie udało się. Akcja ratunkowa kosztowała według MSZ ponad milion dolarów. Gdańsk liczył na efektowną promocję i się przeliczył. Mimo to zdecydował wypłacić śmiałkowi 40 tys. zł. Teraz bada, czy słusznie.
Nie ma Polaka, który nie wiedziałby, że Jana Lisewskiego atakowały rekiny, gdy dwie noce, po nieudanej próbie przepłynięcia Morza Czerwonego, czekał na pomoc. Mało kto wie natomiast, że kitesurfer nie zadbał np. o wizę do Arabii Saudyjskiej. Prawdopodobnie, gdyby nie media, nie rozniosłaby się też wieść o tym, że Biuro Prezydenta ds. promocji Miasta postanowiło podróżnikowi za nieudolną promocję…zapłacić. Gazeta Wyborcza Trójmiasto informuje, że już pojawiają się w tej sprawie głosy sprzeciwu. Dwójka radnych wystosowała interpelacje, a „magistrat, który twierdził początkowo, że Lisewski wywiązał się z umowy i otrzyma całą kwotę, jest już bardziej powściągliwy” – czytamy w dzienniku. „Prawnicy urzędu badają umowę podpisaną z panem Lisewskim. Sprawdzamy, z czego się wywiązał, a z czego nie” – przyznaje Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Gdańska.
Tymczasem Gazeta, nie czekając na wnioski urzędu, pokazała wspomnianą umowę jednemu z prawników. Przewiduje ona, oprócz umieszczenia logotypów miasta na sprzęcie i stroju sportowym w trakcie rejsu: wysyłanie komunikatów prasowych z logo Gdańska, wykonanie sesji zdjęciowej i filmu z przygotowań do wyprawy, promowanie miasta na „eventach kiteboardingowych”, przeprowadzenie szkoleń edukacyjnych dla młodzieży na gdańskich plażach i przekazanie listu od władz Gdańska przedstawicielom rodziny królewskiej oraz władzom miasta Duba w Arabii Saudyjskiej i egipskiego miasta El Gouna. Na wszystkie działania Lisewski dostał czas do 30 sierpnia tego roku – informuje dziennik. Paweł Zieliński, specjalizujący się w tego typu umowach podkreśla, że głównym zadaniem sponsorowanego jest kształtowanie pozytywnego wizerunku sponsora, o czym trudno mówić w tym konkretnym przypadku. Jego zdaniem Lisewski dodatkowo „naruszył przepisy kodeksu cywilnego, nakazujące zachowanie należytej staranności przy wykonywaniu zobowiązania”. A ponieważ jest to umowa o dzieło, miasto powinno mu zapłacić za rezultat działań, a nie za samo działanie. Sporną kwestię dowodu wykonania wszystkich zobowiązań w postaci sprawozdania z realizacji zadań, bez potrzeby dodatkowego udokumentowania, nazywa „niefrasobliwością”. (es)