„Szczerze mówiąc, nie przypominam sobie, aby Ketchum kiedykolwiek rzeczywiście poprawił wizerunek Rosji” – twierdzi były pracownik tej agencji, cytowany przez serwis thedailybeast.com.
Amerykańska agencja współpracuje z rosyjskim rządem i koncernem Gazprom od 2006 roku. Według rejestru Departamentu Sprawiedliwości USA, tylko w drugim półroczu 2013 roku zainkasowała 1,5 mln dolarów. Co za te pieniądze otrzymuje rosyjski rząd?
Zdaniem Angusa Roxburgha, byłego dziennikarza BBC i pracownika Ketchum w latach 2006-2009, niewiele. Jak zaznacza Roxburgh, Władimir Putin prawie zawsze lekceważy wskazówki specjalistów ds. wizerunku i sam „robi własny PR”. Tak naprawdę praca agencji sprowadza się do aranżowania wywiadów, organizacji konferencji prasowych, przygotowywania materiałów prasowych, wizyt zagranicznych polityków i bardzo rzadko – do publikacji artykułów w dziennikach.
Kreml ma natomiast własne metody promowania własnej wersji wydarzeń. „Mogę wyobrazić sobie grymas na twarzach byłych kolegów, choć może niekoniecznie, bo nie znają rosyjskiego. Faktycznie nie mają żadnego wpływu na sposób funkcjonowania kremlowskiej machiny informacyjnej. Nawet biorąc pod uwagę ich rozdmuchane pensje” – zaznacza Roxburgh.
Wraca on do serii wydarzeń z lat 2006-2008 – morderstwa dziennikarki Anny Politkowskiej, otrucia Aleksandra Litwinienki i inwazji na Gruzję. Na początku współpracy Ketchum namawiał Rosjan do większej otwartości w kontaktach z dziennikarzami. Było tak do śmierci Politkowskiej. Później rzecznik Putina Dimitrij Pieskow zakazał spotkań, bo niezależnie od ich tematu konferencje kończyły się pytaniami dziennikarzy o łamanie praw człowieka. (ks)