„W Socializerze nie zadziałały procedury, które zakazują wypowiadania się pracownikom tej firmy na profilach swoich klientów. Chciałbym wierzyć, że to po prostu dziwny zbieg okoliczności i wypadek przy pracy, niż zamierzone działanie, które miało podbić wskaźniki” – powiedział PRoto.pl Kamil Newczyński z SocialTalk.
Przed weekendem Play nie miał łatwego życia. Eksperci od mediów społecznościowych i internauci nie pozostawili na firmie i obsługującym ją Socializerze suchej nitki. Krytykowali zarówno wpadkę, jak i sposób wychodzenia z opresji. Przede wszystkim podkreślano, że prowadzenie fanpage’a to starannie zaplanowana działalność, niestety wciąż zdarzają się praktyki sztucznego promowania profilów.
W internecie nikt nie wie, że jesteś psem
„Przypomina mi się słynny satyryczny obrazek sprzed kilkunastu lat. Przedstawiał dwa kundelki siedzące przed komputerem. Jeden z nich z uśmiechem mówił drugiemu: »W internecie nikt nie wie, że jesteś psem«. Dziś trudniej jest o taki wyreżyserowany wpis, bo znika anonimowość w sieci” – tak sprawę skomentował w natemat.pl Piotr Cichocki, antropolog internetu z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UW. Zaznaczył, że prowadzenie fanpage’a zależy przede wszystkim od danej firmy. W przypadku, gdy jej celem jest szybka maksymalizacja zysków, mogą zdarzać się sztuczne, wyreżyserowane wpisy. Ta sytuacja z Socializerem wynika raczej z błędu człowieka, a nie działania zamierzonego.
Jacek Gadzinowski, zajmujący się komunikacją w mediach społecznościowych, choć nie wierzy, by Play zamówił u Socializera zadanie takiego pytania, przyznaje, że oczywiście zdarzają się „różne działania”. „Nie zawsze firmy prowadzą prostolinijne działania, za przykład wystarczy wziąć kupowanie fanów na Facebooku lub marketing szeptany” – czytamy w portalu.
Trwała rysa na wizerunku
Kamil Newczyński z SocialTalk, poproszony przez PRoto.pl o komentarz, zwraca z kolei uwagę na to, że zrzut ekranu został wykonany raptem 4 sekundy po pojawieniu się postu. „To może nic nie znaczyć, ale równie dobrze może wskazywać na jakąś prowokację” – zauważa. W jego opinii rysa na wizerunku Socializera na pewno pozostanie, szczególnie w obliczu publicznej deklaracji o zwolnieniu pracownika przez samego prezesa firmy. „Na tej sytuacji na pewno bardziej ucierpi Socializer niż Play. Firma musi poradzić sobie z wewnętrznym kryzysem. O ile zostanie to wewnątrz branży, to jest to wyłącznie kwestia czasu, aż sprawa się wyciszy” – ocenia specjalista. I dodaje: „Paradoksalnie Socializer może z tej sytuacji wyjść silniejszy i mądrzejszy o nowe doświadczenie. Jeśli sprawa nie wypłynie do mediów mainstreamowych, to absolutnie nie używałbym w tym kontekście słowa kryzys. Jest ono ostatnio coraz częściej nadużywane”.
Tymczasem czytelnicy PRoto.pl sytuację widzą raczej w czarnych barwach. „Te wyjaśnienia to ściema. Zrobili z tego pracownika kozła ofiarnego, bo chcieli pokazać, że to pojedynczy przypadek i ktoś musiał ponieść konsekwencje, choć pewnie cała agencja tak funkcjonuje” – napisała na naszym facebookowym profilu Katarzyna Jędrek. Niektórzy piszą wprost, że bohaterowie zamieszania „sami sobie zrobili czarny PR”, inni zastanawiają się, jak podobnych sytuacji można uniknąć w przyszłości. „Może warto we wszystkich agencjach zrobić przegląd i… pozmieniać uprawnienia administratorów. Nawet w celach reakcyjnych nie ma potrzeby, by cała agencja miała uprawnienia »całkowite« – moderator wystarczy. A do reklam – reklamodawca” – radzi Anna Deręgowska-Watza, PR director w Planet PR.