„Podejrzane” i „tandetne” – tak określił na swoim blogu działania Burson-Marsteller na rzecz Facebooka Terence Fane-Saunders, szef agencji w Wielkiej Brytanii w latach 80.
„Mimo że wypowiadanie się na temat innych agencji jest dla mnie czymś, czego wolałbym unikać, dziś uczynię wyjątek od reguły” – napisał Fane-Saunders, który teraz prowadzi własną firmę public relations Chelgate. Jak przyznaje, zawsze postrzegał Harolda Bursona jako wyjątkowego lidera w swojej profesji, człowieka zasad, wysokiej inteligencji oraz moralności. „Dlatego tym bardziej z niesmakiem czytam informacje na temat roli agencji w brudnej kampanii na rzecz Facebooka i skandalu związanego z czarnym PR-em” – komentuje w internecie Fane-Saunders. Wątpi też, by na takie działania godził się Harold Burson. Jednocześnie zaznacza, że nie potępia negatywnego PR-u. Twierdzi jednak, że podobne praktyki muszą mieć twarde podstawy: „Globalna kampania Chelgate przeciwko rządom Mugabe w Zimbabwe jest czymś, z czego jestem dumny i jestem przekonany, że te działania były w pełni usprawiedliwione. »Ocalić Zimbabwe« nie była prowadzona w cieniu i każdy wiedział, kto za nią stoi” .
Autor bloga nie jest też przeciwny nieujawnianiu klienta. Sam przyznaje, że współpracuje z firmami, które chcą pozostać anonimowe, ale również w tym przypadku ma jedno zastrzeżenie – żadne publikacje nie wchodzą wówczas w grę. Za naganne w sprawie Burson-Marsteller – Facebook uznaje wprowadzenie w obieg fałszywych i mylących informacji: „Nie mam pojęcia, co jest prawdą. To nie jest negatywny PR, do jakiego przywykłem. Gdy już otworzy się puszkę Pandory, trudno jest potem ją z powrotem zamknąć”. Jeśli agencja nie przeprosi za swoje działania i choć w połowie nie przyzna się do błędu, wtedy zdaniem Fane-Saundersa będzie to „czarny dzień na kartach PR-u”, ponieważ BM jako jedna z czołowych światowych agencji daje przykład innym. (es)