Władze kraju określanego „największą demokracją świata” wprowadzają ograniczenia związane z korzystaniem z internetu. Jak informuje serwis Gazeta.pl, teraz Hindusi będą mogli wysłać 5 SMS-ów dziennie. Ponadto władze chcą, aby z portali społecznościowych zniknęło ok. 300 stron i profili użytkowników.
Hinduscy politycy z internetem są obeznani. „Nauczyłem się używać wyszukiwarki Google. Teraz chcę się nauczyć, jak wysłać e-mail” – powiedział Shobhandeb Chatterjee, rzecznik dyscypliny z jednej z partii, znajdującej się w koalicji rządzącej. Zaś według Vishwy Bandhu Gupty, pełnomocnika rządu ds. podatku dochodowego, „w tej nowej erze wystarczy mieć komputer podłączony do chmury i są już tam wszystkie wasze programy i dokumenty. Ale jak dotąd nikt nie zbadał, czy podczas deszczu lub burzy będą jakieś zakłócenia”. Ponadto, aby umieścić link do strony premiera Indii należy uzyskać pisemną zgodę.
„Największa demokracja świata” nie tylko ograniczyła możliwość wysyłania SMS-ów, ale także zwróciła się do takich portali, jak Facebook, Twitter, YouTube czy Google z żądaniem usunięcia ok. 300 stron i profili użytkowników. Powód? W internecie znalazły się fałszywe informacje o rzekomych zamieszkach między hinduistami i muzułmanami w północno-wschodnim stanie Assam. „Zdjęcia i filmy przedstawiające rzekome ofiary – muzułmanów – w rzeczywistości przedstawiały ofiary trzęsienia ziemi” – czytamy w gazeta.pl.
Trzy portale (Google, Facebook i YouTube) wyraziły zgodę na usuniecie szkodliwych materiałów, Twitter odmówił. Ponadto to nie pierwsze zatargi Twittera z władzami Delhi. W czerwcu portal nie chciał usunąć sześciu fałszywych kont, które miałyby należeć do premiera Indii. Jednak portal w końcu uległ. (kg)