„Tylko precyzyjnie dobrane twierdzenia poparte wiarygodnością mogą przekonać decydującą o kierunkach rozwoju biznesu administrację do racji konkretnych grup, np. przemysłu spożywczego, tytoniowego czy wreszcie branży energetycznej” – twierdzi jeden z najbardziej znanych lobbystów Michel Clamen w książce „Lobbing i jego sekrety”. Ale Dziennik Gazeta Prawna ujawnia, że liczy się tylko jedna zasada: „wszystkie chwyty dozwolone”.
Jak czytamy w dzienniku, wpływy producentów wiatraków i paneli słonecznych sięgają „coraz głębiej”. Pomimo kryzysu, obie branże widzą przyszłość w różowych kolorach. Ta druga szacuje, że wpływy ze sprzedaży ogniw sięgną w tym roku 75 mld dol., a w ciągu kilku lat przychody branży przekroczą nawet 115 mld dol. Nic dziwnego, że Warren Buffett, który ostatnio wyłożył 2 mld dol. na sfinansowanie budowy farm wiatrowych w USA, tak odpierał ataki nieprzychylnych mu komentatorów w rozmowie z Financial Timesem: „Z całą pewnością energetyka nie zrobi z ciebie bogacza, ale pozwoli nim pozostać”.
Jak wygląda współpraca polityków i lobbystów? Opisuje ją Władysław Mielczarski, ekspert Europejskiego Instytutu Energii: „Takie targi odbywają się według zasady: przysługa za przysługę. Rzadko strony się szantażują, tego na europejskich salonach robić już nie wypada. Zgoda jednej strony musi się więc spotkać z konkretną pomocą z drugiej. Powszechne są także porozumienia piętrowe, nieco bardziej skomplikowane, dzięki czemu politykom łatwiej się z nich wytłumaczyć: „że bardzo się chciało, ale nie wyszło”. Przykład? Walka o europejski pakiet klimatyczny. Jak pisze Maciej Szczepaniuk, to ewidentne zwycięstwo francuskiej dyplomacji. Poza oficjalnie dostępnymi informacjami, w mediach pojawiły się spekulacje, że „ceną za złagodzenie polityki klimatycznej, było przyrzeczenie przez Warszawę wybudowania dwóch elektrowni jądrowych rękami francuskiego przemysłu atomowego”.
Jednak ustalenia na szczytach to jedno, a przekonanie mediów – drugie. W tym celu Warszawa ściągnęła Patricka Moore’a, „nawróconego ekologa”, byłego współzałożyciela organizacji Greenpeace. Jak podaje dziennik, Moore proponował Polsce postawienie na atom, ale „puszczał też oko do silnego w Polsce lobby węglowego”. Zdaniem ekologów zasługuje na miano sprzedawczyka. Dlatego Greenpeace już od 2008 r. wytyka mu usługi dla największych korporacji świata znanych z lekceważącego podejścia do ochrony środowiska. „Moore miał pośrednio brać pieniądze m.in. od takich gigantów przemysłu genetycznie modyfikowanych nasion, jak Monsanto czy organizacji lobbującej na rzecz koncernów karczujących lasy” – wylicza Szczepaniuk. I dodaje, że Greenpeace zarzuca mu też współpracę z Burson-Marsteller, która „zasłynęła z reprezentowania paliwowego giganta Exxon po katastrofie tankowca Valdez oraz chemicznego kolosa Union Carbide, gdy doszło do gigantycznego zatrucia chemikaliami w indyjskiej miejscowości Bhopal”.
Z drugiej strony, zieloni „nie są wcale bezbronni” – podkreśla autor tekstu. Chodzi o Europejską Fundację Klimatyczną (ECF – European Climate Foundation), za którą – jak zaznacza dziennikarz – często stoją korporacje, które korzystają z rozwoju zielonej energetyki. „Chłopcem do bicia” nie chce być także branża węglowa. „Wojenną machiną oblężniczą czarnego lobby jest EURACOAL, czyli Europejskie Stowarzyszenie Węgla Kamiennego oraz Brunatnego. Organizacja ma swoje wpływy we wszystkich kluczowych ciałach UE. Działa mniej widowiskowo, ale jest skuteczna” – czytamy w artykule. Paweł Smoleń, wiceprezes PGE, który w tym roku stanął na czele organizacji, tłumaczy: „Staramy się tylko o to, żeby ten rodzaj lobbingu, który bywa zorientowany wyłącznie na interesy konkretnych firm i branż innych niż węglowe, nas nie »wylobbował« z rynku”. (es)