piątek, 18 października, 2024
Strona głównaAktualnościDGP: Lobbyści opłacają się tysiąckrotnie

DGP: Lobbyści opłacają się tysiąckrotnie

„Nie chodzi o to, by pozbyć się lobbystów. Dopóki próbują oni wpływać na decyzje polityków w sposób otwarty i przejrzysty, dopóty w lobbingu nie ma nic złego” – czytamy w Dzienniku Gazecie Prawnej. Problem w tym, że na całym świecie branżę postrzega się niemal wyłącznie przez pryzmat skandali.

„Biorę udział w tym wyścigu, żeby powiedzieć wszystkim korporacyjnym lobbystom, że dni w których wyznaczali program działania w Waszyngtonie, dobiegły końca” – mówił pięć lat temu Barack Obama. Mimo to, zatrudnił zaraz potem Steve’a Ricchettiego, który legitymację lobbysty posiadał przez 10 lat i z powodzeniem jej używał, dbając o interesy m.in. General Motors czy Fannie Mae. Jak informuje dziennik, komitet wyborczy Obamy wspierało jesienią co najmniej 15 osób będących lobbystami lub mających z nimi jakieś powiązania. „Żaden z nich nie był oficjalnie zarejestrowany jako lobbysta”, dzięki czemu sztab Obamy mógł podtrzymywać „iluzoryczny »zakaz kontaktów z lobbystami«”. Jak się okazuje, w USA niemal co drugi kończący karierę polityk ląduje na K Street, gdzie mieszczą się siedziby agencji doradczych i firm lobbystycznych. Wielu z nich działa jednak pod przykrywką „strategicznego doradztwa” lub „public relations”.

W Brukseli podobno jest skromniej. Działa tam ponad pięć tysięcy oficjalnych lobbystów. „Tu przede wszystkim nie wchodzi w rachubę finansowanie kampanii partii politycznych lub poszczególnych polityków, więc automatycznie sumy, jakie mogą zarabiać lobbyści, są znacznie niższe” – mówi Caroline De Cock, belgijska lobbystka pracująca dla branży IT. Według niej europejscy lobbyści „nie stawiają na swoich polityków”, tylko „toczą bój na argumenty, ekspertyzy, wprowadzanych na polityczne salony ekspertów”. Z drugiej strony lobbing po europejsku to brak twardych zasad, takich jak raportowanie o charakterze każdego spotkania z politykiem. „W efekcie trudno ustalić konkretne dane na temat zysków europejskich lobbystów i ich klientów” – pisze Mariusz Janik.

„Lobbing wymyślono podobno na korytarzach brytyjskiego parlamentu – i coś w tym jest. Afery z agentami w tle wybuchają na Wyspach z zadziwiającą regularnością” – zauważa dziennikarz DGP i wylicza skandale. To przez ich pryzmat  cały świat postrzega negatywnie tę branżę. U nas tymczasem sejmowy rejestr lobbystów obejmuje 26 osób. „To niewielka część realnie działających w polskiej polityce ludzi zajmujących się taką działalnością” – tłumaczy dr Jarosław Zbieranek z Instytutu Spraw Publicznych. Eksperci dodają ponadto, że w polskich przepisach „panuje chaos i brak jasności”, a część zapisów „została przygotowana ad hoc”. „W sejmie lobbysta musi nosić czerwona plakietkę, na widok której politycy biorą nogi za pas”, a bywa przecież, że lobbing to nie tylko skandale, ale też dobre inicjatywy. Na przykład przyjęcie zasady jednego procenta. „Tyle że nawet autorzy tego sukcesu odcinają się od lobbystów i swoje działania wolą nazywać »rzecznictwem«”. (es)

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj