czwartek, 14 listopada, 2024
Strona głównaAktualnościDoradztwo polityczne – przereklamowana profesja czy „kapłaństwo”?

Doradztwo polityczne – przereklamowana profesja czy „kapłaństwo”?

Zachodni politycy walkę w wyborach całkowicie powierzyli specjalistom, którzy „sprzedają ich, jakby handlowali odkurzaczami” – pisze w Polityce Łukasz Wójcik.

Brytyjskie partie oddały prowadzenie kampanii obcokrajowcom: torysi korzystają z usług Australijczyka, laburzyści zatrudnili Amerykanina, a liberalni demokraci – doradcę z RPA. „Brytyjska kampania jest kopią tej zza Oceanu” – zauważa Wójcik. Za odpowiednią stawkę konsultanci polityczni, menedżerowie kampanii i doradcy strategiczni przekonują wyborców do danego kandydata, bazując na przekonaniu, że wszyscy ludzie są podobni, więc podatni na te same triki, strategie i hasła.

Niektórzy torysi twierdzą, że Lynton Crosby, australijski konsultant przejął od Camerona władzę nad partią i o jej działaniach nawet członkowie dowiadują się niekiedy z mediów.  Crosby posłużył się m.in. metodą tzw. cichego gwizdka, czyli przekazem kierowanym do wąskiej, wybranej grupy, podatnej na wyraziste hasła, które resztę społeczeństwa mogłyby wrogo nastawić do kandydata. W miastach południowej Anglii pojawiły się plakaty z hasłem „Ograniczenie imigracji to żaden rasizm”. Wójcik zauważa, że Crosby jest „mistrzem negatywnych kampanii”, w których straszy się wyborców i „obrzuca błotem konkurenta”.  Australijczyk twierdzi też, że trzeba rozdawać obietnice „na lewo i prawo”.

James Harding zaznacza, że „polityczni konsultanci sprowadzili całą politykę do walki między Colą i Pepsi, ignorując przy okazji wszystkie lokalne niuanse kulturowe” – czytamy dalej. Jak przekonuje, „polityka we wszystkich demokratycznych krajach jest tak podobna do siebie jak restauracje Starbucksa na świecie – i równie zaskakująca”.

Według Dawida Axelroda, zwanego „ojcem założycielem Baracka Obamy”, nie ma sensu tworzenie konkretnej opowieści czy programów, bo to polityk ma być opowieścią. Bill Clinton z kolei określał politycznych konsultantów „dilerami nadziei”, którzy tworzą atmosferę kampanii i jeśli pracowali wcześniej z kimś znanym, przyciągają sponsorów.

Jak czytamy, Janan Ganesh, komentator w „Financal Times”, przekonuje, że doradztwo polityczne to jedna z najbardziej przereklamowanych profesji. Jego zdaniem dla wyborców liczą się tylko gospodarka, znudzenie jedną partią i w mniejszym stopniu osobowość lidera. To, że w Wielkiej Brytanii rządzą torysi i nie ustępują w sondażach laburzystom wynika ze wzrostu gospodarczego, spadku przestępczości czy zmniejszającego się napływu imigrantów, a tego nie zapewni żaden doradca. (mb)

ZOSTAW KOMENTARZ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj