Na billboardzie twój polityk ma wyraziste, a przy tym pełne ciepła i empatii spojrzenie? To efekt psich oczu, jeden z wielu trików – obok unoszenia powiek, dorabiania włosów w zakolach, wygładzania zmarszczek – stosowanych przez specjalistów od retuszu. Podczas gdy posłowie nazywają to „podkolorowaniem rzeczywistości”, wyborcy mogą takie działania zaskarżyć w sądzie – informuje Polska Metropolia Warszawska.
Paulina Jęczmionka rozważa w swoim tekście, czy zabiegi upiększające stosowane przy tworzeniu wizerunku polityków w materiałach wyborczych to tylko drobna poprawa rzeczywistości, czy już wprowadzenie w błąd. Autorka twierdzi, że wyborca, jeśli poczuje się oszukany, może zgłosić swój sprzeciw. Mimo że PKW nie ma kompetencji, by sprawdzać treść i zawartość materiałów wyborczych, to jeżeli wyborcy „wybierają kandydata ze względu na wygląd, a później okazuje się, że ten pan czy pani w parlamencie nie jest tą osobą z ulotki, to mogą uważać, że wprowadzono ich w błąd”. Tymczasem, jak mówi Anna Patan, fotograf, „to, co widzimy w materiałach wyborczych, w ok. 90 proc. jest efektem graficznej obróbki”. Politykom zazwyczaj „wyostrza się oko”, „rozmiękcza okolice nosa”, usuwa się znamiona i zmarszczki, zmienia odcień skóry i powiększa źrenice. Korzysta podobno niemal każdy, za to mało kto się przyznaje – „Większość z nich nie zgadza się z twierdzeniem, że upiększone zdjęcia są oszustwem”. Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu i doradca polityków, zdradza ponadto, że retusz i obróbka graficzna mogą kosztować sztab od 800 zł do nawet 5 tys. zł.