Klikasz na FB „Lubię to”, bo chcesz wygrać jedną z 300 darmowych bluz albo chcesz wspomóc chore dziecko, by „czuło, że nie jest samo”? Gazeta Wyborcza przestrzega – to pułapka. Jesteśmy „sprzedawani jako żywa reklama produktów, stron czy usług, o których istnieniu nawet nie mamy pojęcia” – czytamy w dzienniku.
Według Pawła Góreckiego w ten sposób dajemy zarobić internetowym oszustom, którzy całymi tysiącami sprzedają fanów na Allegro. Dziennikarz przypomina, że wprowadzony 9 lutego 2009 roku przycisk „Lubię to” miał początkowo za zadanie pomóc facebookowiczom wyrażać swoje emocje. Dopiero później zainteresowali się nim „internetowi hochsztaplerzy” i powstały farmy lajków. „Treści prezentowane na tych stronach często grają na nucie sentymentalnej, czasem odwołują się do współczucia (dlatego zdobyte w ten sposób lajki często nazywane są »żebrolajkami«), niekiedy zachęcają do zabaw logicznych albo prezentują dowcip, którego puentę można przeczytać dopiero po naciśnięciu przycisku »Lubię to«” – tłumaczy Górecki. I dodaje, że kiedy już farma podrośnie, a kliknięte na niej lajki liczone są w setkach tysięcy, cała strona jest sprzedawana przez jej założyciela osobom czy firmom, które własnych fanów nie mają albo mają ich niewielu. Wszystko dzięki facebookowemu algorytmowi AgeRank. Kto najczęściej kupuje fanów? „W większości są to świeżo powstałe serwisy, które chcą w ten sposób zaistnieć i promować swoje produkty, ale są też małe, nieznane dotąd »gwiazdy«” – twierdzi rozmówca Gazety, ukrywający się pod nickiem Kora. Podaje nawet nazwisko Sebastiana Rutkowskiego. Co ciekawe, zdaniem Kory kupowaniem fanów zainteresowane są nawet szkoły czy przedszkola. Spytany o zarobki mówi, że jeszcze trzy lata temu można było z samej sprzedaży lajków uzbierać do 3 tys. zł miesięcznie. Teraz jest to podobno trudniejsze ze względu na liczną konkurencję. Inny sprzedawca lajków – podaje dziennikarz Wyborczej – chwalił się niedawno w internecie miesięcznymi zarobkami rzędu 30 tys. zł. Choć agencje dostrzegły po jakimś czasie, że sztucznie generowani fani nie pobudzają większego zainteresowania marką, to wciąż takie działanie jest popularne.
Jak możemy się bronić? Po pierwsze, zanim klikniemy przycisk „Lubię to”, powinniśmy sprawdzić, w co tak naprawdę klikamy. Istnieją strony w internecie, które ujawniają próby oszustw (np. AntyWeb, Spider’s Web czy Niebezpiecznik.pl, a w anglojęzycznym internecie Hoax-slayer czy Sophos.com). Poza tym, jak czytamy w materiale, czasem wystarczy wpisać nazwę strony, którą zamierzamy polubić, do wyszukiwarki. Zajmie nam to kilka sekund więcej niż naciśnięcie przycisku „Lubię to”, ale być może pozwoli znaleźć ostrzeżenie przed farmą lajków. (es)