Im więcej fanów, tym większe zyski? Wcale nie. „Od armii przypadkowych łowców okazji lepiej mieć batalion wiernego wojska” – przekonuje Puls Biznesu.
Ilość nie przekłada się na jakość – twierdzą autorzy raportu Social Comerce z domu mediowego Value Media. Powszechna wśród marketingowców moda na stawianie sobie za cel pokaźnej liczby fanów, by wykazać przed klientem wymierne efekty swojej pracy, jest bezzasadna. Tym bardziej, jeśli w ślad za takimi praktykami idzie „pompowanie” profili konkursami, promocjami i akcjami rabatowymi. Te zwyczajnie przyciągają „niewiernych internautów”, czyli zwykłych łowców okazji. „Celem Facebooka jest liczne, ale indywidualne dotarcie do potencjalnych ambasadorów marki, a nie do klienta masowego, tak jak robi to »zwykła« reklama” – podkreśla Kamil Wiszowaty, dyrektor strategiczny działu cyfrowych mediów w Value Media. Właśnie z tego względu marki, które mają największą liczbę fanów – Reserved, House czy Cropp – nie cieszą się mimo to równie wysokim indeksem jakości, który opiera się na stopniu zaangażowania. Pochwalić nim mogą się za to Empik, OtoMoto i Merlin.
Wyspecjalizowane agencje może i mają „farmy fanów”, a bazy miłośników obsługiwanych przez nie marek liczą nawet po kilkaset tysięcy, ale to nic nie znaczy. „Najczęściej lubiane są komunikaty niezwiązane z marką” – czytamy w Pulsie Biznesu – „a do tego część z nas z nowego kubka Maxwell House pije ulubioną »Nescę«”. (es)