Norwegia chciała cenzurować strony obrażające godła i flagi innych państw, Turcy chcieli ścigać internautów obrażających narodowego bohatera. Do tego kilka europejskich państw zablokowało witryny hazardowe. Jak czytamy w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej wielu osobom wydaje się, że cenzura internetu dotyczy tylko niedemokratycznych państw, takich, jak Chiny, Arabia Saudyjska czy Korea Północna. Tymczasem chęć kontrolowania sieci pojawiła się także na Zachodzie i to nie tylko pod postacią ACTA.
Autor artykułu wspomina o pracach Unii Europejskiej i Kanady nad porozumieniem o strefie wolnego handlu (CETA). Proponowane w nim zapisy zawierały najbardziej kontrowersyjne zapisy z odrzuconej umowy ACTA. Jak zaznacza rzecznik komisarza UE ds. handlu, umowa z Kanadą byłaby bardzo podobna do umowy z Koreą Południową, która „nie zabiła wolnego internetu”. Sam komisarz uspokajał, że ACTA nie pociągnęłaby za sobą cenzury internetu, monitorowania e-maili czy blogów oraz przenoszenia zadań policji na dostawców usług internetowych.
Podobną burzę, co ACTA w Europie, wywołał w USA projekt ustawy antypirackiej SOPA. Zakładał on, że sądy mogłyby zamykać serwisy ułatwiające dostęp do nielegalnie rozpowszechnianych plików, a nawet uwzględniałaby możliwość zajęcia konta właściciela zamkniętej strony, na poczet przyszłych odszkodowań. Złamaniem prawa byłoby nawet wykupienie reklamy w serwisie upowszechniającym pirackie pliki czy finansowanie go w inny sposób.
Nie wiadomo jednak, kiedy ustawa zostałaby uchwalona. Oficjalnie prace nad projektem zostały odroczone do czasu osiągnięcia kompromisu w sprawie proponowanych rozwiązań.
Na Zachodzie najbardziej restrykcyjne prawodawstwo dotyczące internetu ma jednak Francja. Zgodnie z nim urząd zajmujący się ochroną praw w internecie może dwukrotnie upomnieć osobę rozpowszechniającą nielegalne treści. Za trzecim razem może zgłosić się do dostawcy usług internetowych z wnioskiem o pozbawienie takiej osoby dostępu do internetu przez okres od 2 do 12 miesięcy. W odpowiedzi organizacja Reporterzy bez Granic wpisała Francję na listę państw, których władze przejawiają tendencje do szpiegowania i cenzurowania obywateli. Poza nią figurują na niej m.in. Erytrea, Kazachstan, Rosja i… Australia.
Zgodnie z obowiązującym tam prawem dostawcy usług internetowych muszą wgrywać swoim abonentom program blokujący dostęp do stron ze stale aktualizowanej czarnej listy. O ile strona taka jest zarejestrowana w Australii, jej właściciel musi usunąć kwestionowaną zawartość. Jeśli nie zrobi tego w wyznaczonym czasie, za każdy dzień zwłoki naliczana jest kara w wysokości 11 tys. dolarów australijskich, czyli 39 tys. złotych. (ks)