Joanna Grajter, rzeczniczka Rady Miasta Gdyni, postanowiła podporządkować sobie dziennikarzy i radnych. Podczas ubiegłotygodniowego posiedzenia Rady znacząco ograniczyła dziennikarzom możliwości wykonywania pracy. „To kpina”, „bzdura” – grzmią… sami radni.
„Kamerzyści, reporterzy i fotoreporterzy, aby nie przeszkadzać radnym, mogą wchodzić na salę posiedzeń rady tylko na niezbędny krótki czas, za zgodą i pod nadzorem pracowników zespołu prasowego magistratu.” – informuje Polska Dziennik Bałtycki. Zaś jedyną możliwością przeprowadzenia wywiadu z radnym będzie wcześniejsze umówienie spotkania via biuro rzecznika prasowego. Dziennikarzom, którzy się nie zastosują grozi interwencja straży miejskiej. Joanna Grajter tłumaczy na łamach gazety, że niewielka część przedstawicieli mediów zwyczajnie nie potrafi się zachować i tym samym przeszkadza Radzie w pracach.
Największe kontrowersje budzi właśnie konieczność umawiania wywiadów. „Jestem wolnym człowiekiem, żyję w wolnym kraju, więc jeśli będę miał ochotę udzielić dziennikarzowi wypowiedzi podczas sesji, po prostu wyjdę na chwilę z posiedzenia i nie będę uważał, co na ten temat sądzi rzecznik prasowy urzędu.” – powiedział Dziennikowi Bałtyckiemu radny Marcin Horała. Inni wypowiadający się radni podzielają jego zdanie. Jak zauważa dziennik podobne zasady nie obowiązują ani w Sopocie, ani w Gdańsku. (bs)