Coca-Cola coraz częściej kojarzy się konsumentom z otyłością. Koncern najpierw próbował z tym podglądem walczyć, później zignorować. „Teraz Sandy Douglas, szef marki, musi przekonać ludzi, aby znów zaczęli pić colę – nawet, jeśli nie będą już jej pochłaniać w takich ilościach, jak kiedyś” – czytamy w Bloomberg Businessweek Polska.
Jak przyznaje Claire Suddath, autorka artykułu, firma musi sprawić, by ludzie pijący colę przestali mieć poczucie winy. To nie pierwsza próba ratowania wizerunku marki. Coca-Cola zbudowała już kiedyś swoją potęgę, reagując na aktualne trendy związane z propagowaniem zdrowego stylu życia. W 1886 roku, mieszkający w Atlancie farmaceuta John Pemberton w odpowiedzi na postulaty lokalnego ruchu na rzecz trzeźwości usunął alkohol z leczniczego napoju – toniku French Wine Coca i zmienił jego nazwę na Coca-Cola. Z kolei w 2013 r. producenci napoju prowadzili pierwszą własną kampanię przeciwko otyłości. Na plakatach głosili, że „jeśli jesz i wypijasz więcej kalorii, niż możesz spalić, to tyjesz. To dotyczy coli i wszystkiego, co jest kaloryczne.
Marka ma jednak przeciwko sobie naukowców, którzy przekonują władze stanowe do opodatkowania napojów gazowanych. Jaka jest odpowiedź? Jak informuje magazyn, Cola-Cola chce przekonać ludzi, by znów zaczęli pić napój – nawet jeśli nie będą jej pochłaniać w takich ilościach, jak kiedyś.
„Minipuszki i małe szklane butelki mają być dowodem na to, że firma nie potrzebuje łakomstwa, aby rosnąć” – czytamy dalej. Jak przekonuje autorka, to nie wystarczy, by rozwiązać jej problemy wizerunkowe. „Jest jeszcze jedna broń, na którą Douglas liczy – jego nos do reklamy. Firma jest mistrzem w sprzedawaniu nie tylko napojów, ale także emocji. Szef Coca-Coli myśli o symbolicznych reklamach firmy w taki sam sposób, w jaki ludzie myślą o świętach Bożego Narodzenia, które dla wielu są bardziej mitem i wspomnieniami niż konkretnym, rzeczywistym dniem” – zauważa Suddath. Dlatego nowemu otwarciu marki ma towarzyszyć dwuletnia kampania marketingowa warta miliard dolarów. (mw).