Brytyjscy posłowie proponują, by hejterzy w portalach społecznościowych byli karani tak samo jak przestępcy seksualni. Choć obraźliwe komentarze internetowe powinny tropić same portale, w praktyce niezbyt sobie z tym radzą – czytamy w Gazecie Wyborczej.
Hejt na Wyspach Brytyjskich dotyczy głównie środowisk muzłumańskich. Negatywne komentarze pod ich adresem nasiliły się po ujawnieniu prawdy o wydarzeniach w Rotherham czy atak dżihadystów na redakcję Charlie Hedbo.
Dziennik powołując się na artykuł z „The Independent”zwraca uwagę, że Facebook i Twitter nie usuwają postów ani nie blokują kont osób obrażających muzułmanów, mimo że organizacje antyrasistowskie podają je administatorom.
Wiele do zarzucenia sobie w sprawie walki z heterami ma także Dick Costolo, szef Twittera, który przyznał, że „kiepsko radzi sobie z tą kwestią”.
Agresja w sieci generuje wzrost popularności hasthagów, które nawiązują do przywódców faszystowskich i antysemityzmu. Gazeta Wyborcza powołując się statystyki strony Hashtagify.me, pisze, że słowa „Hitler” i „Holocaust” były zeszłego lata wśród 35 najczęściej używanych na Twitterze. Jakie są tego konsekwencje? „Organizacja Community Security Trust, która monitoruje antysemityzm, szacuje, że w 2014 r. ataków na Żydów w Wielkiej Brytanii było ponad dwa razy więcej niż rok wcześniej – aż 1168” – czytamy dalej. Dlatego brytyjscy posłowie chcą stworzyć rządowy fundusz na ochronę synagog, pogłębić badania nad antysemityzmem i przygotować nauczycieli, do tego jak mówić o konflikcie na Bliskim Wschodzie. (mw)