Jeden z akcjonariuszy niemieckiego Deutsche Banku często pozywał go do sądu i wygrywał wytoczone procesy, przez co bank tracił twarz. O tym, w jaki sposób niemiecka firma postanowiła rozwiązać ten problem, pisze na łamach Gazety Wyborczej Bartosz Wieliński.
Deutsche Bank zlecił szpiegowanie nie tylko niewygodnego akcjonariusza, ale również szefa bankowych związków zawodowych oraz menedżera odpowiedzialnego za technologie internetowe. Wśród zatrudnionych firm zajmujących się kontrwywiadem gospodarczym znalazła się agencja Desa, dla której pracuje wielu byłych agentów Stasi – czytamy w artykule. Sprawa ta wyszła na jaw i wywołała burzę w centrali banku we Frankfurcie. Zwolnieni zostali szef działu relacji inwestorskich oraz szef działu ochrony, oskarżeni o kierowanie akcją wywiadowczą. Dodatkowo poczynaniami banku zainteresował się nadzór bankowy oraz prokuratura. „Reputacja banku ewidentnie po skandalu ucierpiała, czego nie można powiedzieć o Desie” – komentuje autor artykułu dodając, że według mediów agencja ta nie narzeka na brak klientów. Z pomocy prywatnych agencji wywiadowczych w celu ochrony reputacji postanowił skorzystać również Deutsche Telekom. Firma ta borykała się z licznymi przeciekami do prasy z zamkniętych posiedzeń rady nadzorczej. Do wytropienia ich źródeł zatrudniono między innymi Desę. Współpraca ta zaowocowała trwającym już od roku śledztwem prowadzonym przez niemiecką prokuraturę przeciwko kilku menedżerom Telekomu, oskarżonym o łamanie tajemnicy korespondencji, ustawy o ochronie danych osobowych i nielegalnego podsłuchiwania rozmów telefonicznych. „Jeśli ktoś w kierownictwie koncernu ubzdura sobie, że prasa prowadzi z nim wojnę, to prędzej czy później sięgnie po metody, jakie stosuje wywiad i wojsko” – komentuje cytowany w artykule za „Spieglem” Klaus Kocks, ekspert od PR i były rzecznik Volkswagena. (ks)
