Rok 2014 obfituje w okrągłe rocznice. W czerwcu minie 25 lat od przełomowych wyborów z 1989 roku. Mamy też 10. rocznicę wejścia do Unii Europejskiej oraz 15. rocznicę wstąpienia do NATO. To dobra okazja, aby do wspólnego świętowania zaprosić gości z zagranicy, ale po raz kolejny jest sporo kontrowersji wokół kampanii promocyjnej naszego kraju w języku angielskim.
Chodzi o niezrozumiałe dla Brytyjczyków hasło „Polska. Spring into”. Polskie MSZ zapłaciło za całą kampanię 8 milionów złotych, a problem leży w wieloznaczności słowa „spring” (po polsku to zarówno „wiosna”, „źródło” i „skok”). To już drugi raz w ciągu zaledwie dwóch lat, kiedy fundujemy sobie kampanię, z której się po prostu drwi. Przed EURO 2012 mieliśmy hasło „Feel like at home”, która wywołała szeroką dyskusję na temat poprawności językowej, a teraz używamy fraz, które są kompletnie niezrozumiałe.
Jako kraj strzelamy sobie w stopę, bo nie chodzi o to, aby poprzez kombinację lingwistyczną wzbudzić kontrowersję. Zamiast zrozumiałego komunikatu i przekazu informacji o tym, co świętujemy, jacy jesteśmy, co się u nas zmieniło, skupiamy uwagę odbiorcy na problemie w haśle. Decydując się na zagraniczną kampanię nie tylko mówmy w obcym języku, ale przede wszystkim starajmy się w ten sposób myśleć.
Cała kampania jest zaplanowana jest do listopada i poza Wielką Brytanią obejmie również Belgię, Niemcy i Szwecję.
Piotr Jelonek, ekspert tourism destination marketing Agencji Reklamowej CzART