Mariusz Janicki i Wiesław Władyka na łamach Polityki stwierdzają, że trwająca kampania prezydencka jest najbardziej toporna ze wszystkich po 1989 roku. Sprowadza się ona do prostego przeświadczenia: „nie dyskutować, nie tłumaczyć, tylko grzmieć, wywołać emocje”.
Zdaniem autorów, na pogorszenie standardu kampanii ma wpływ między innymi podejście sztabowców partii. Ich działania sprowadzają się do „chwytów, sztuczek, dymów, memów i balonów”. Ciężko także wynieść jakąś sensowną treść, bo sztaby opracowują przekazy dnia i potem aktywiści partii idą z nimi do mediów. Te same wyuczone kwestie słychać od porannych programów informacyjnych po wieczorne podsumowania. „Musimy uczestniczyć w jakiejś politycznej błazenadzie” – stwierdzają autorzy. Janicki i Władyka kwitują także, że dla osób, które mają jakiekolwiek pojęcie o polityce, kampania jest przedsięwzięciem, w którym wszystkie piarowskie chwyty są widoczne jak nas dłoni”. Mrketingowcy sami zresztą nie ukrywają swoich zamiarów, wręcz przeciwnie – tłumaczą jak zamierzają wpłynąć na wyborców. Jako przykład autorzy podają Adama Bielana, który w mediach objaśniał kolejne akcje ocieplania wizerunku prezesa PiS.
Autorzy w artykule opisują poszczególnych kandydatów, ubiegających się o urząd prezydenta. „Okazało się nagle, że głównym dziedzicem dorobku Lecha Kaczyńskiego stał się drugoszeregowy działacz PiS Andrzej Duda. Oto bliżej nieznany działacz regionalny PSL ma reprezentować ponad stuletnią tradycję ruchu narodowego” – piszą Janicki i Władyka.
Szczególną uwagę zwracają z kolei na Andrzeja Dudę. W jego przypadku nie wiadomo nawet czy sam jest autorem czy wykonawcą kampanii, która go niesie – podsumowują. Przypominają przy tym, że „samych siebie przechodzą fachowcy od PR w sztabie PiS – gdy biorą się za SKOK i za przenoszenie własnych, partyjnych win, na osobę Bronisława Komorowskiego”.
Kampania wyborcza bardziej przypomina dziś zdarzenie z dziedziny folkloru – czytamy w dalszej części artykułu. „Partia ma swoje pieniądze i środki, sztaby mają doświadczenie, a przede wszystkim przeświadczenie, że trzeba iść na masę, trafiać do gustów najbardziej tandetnej telewizji komercyjnej. A w ogóle to nie dyskutowac, nie tłumaczyć, tylko grzmieć, wywołać emocje” – ironizują Janicki i Władyka. (mw)