W ubiegłym tygodniu Twitter poinformował, że zaprzestanie podawać informacje na temat udostępnień. Oznacza to, że dany użytkownik nie będzie widział ile razy inni internauci udostępnili jego treści na Twitterze. Zmiana ta, pozornie nieszkodliwa, może jednak zaburzyć marketingowe i komunikacyjne plany na całym świecie – informuje cision.com.
Udostępnianie treści na Twitterze należy do najłatwiejszych sposobów zarobku na dzieleniu się informacją. Samo klikanie nie jest efektywne, może natomiast utrwalić dalsze udostępnianie wśród użytkowników. Jest bowiem społecznym dowodem, że liczba udostępnień zbliża – informuje źródło.
Jak czytamy, przyczyną zmiany, wprowadzonej przez Twittera jest próba poprawy rentowności serwisu. Autor artykułu, Jim Dougherty określa kondycję Twittera, wymieniając kilka faktów. Po pierwsze, nastąpiła zmiana na stanowisku CEo, Dicka Costolo zastąpił Jack Dorsey. Po drugie, serwis nie jest opłacalny i maleje liczba użytkowników. Po trzecie, Twitter jest firma publiczną z mandatem na rentowność. Jak podaje źródło, sam Twitter decyzję o zmianie tłumaczy „skończonymi zasobami inżynieryjnymi”, związanymi z przeniesieniem na nową platformę.
Zmiana może wydawać się mało znacząca. To, czy widzimy ile razy nasz wpis został tweetowany czy nie, pozornie może nie być ważne. Tak jednak nie jest. Dougherty zapewnia, że „psychologia czytelnika nie widzi rzeczy tak racjonalnie”. Widząc, ile osób udostępniło daną treść, oceniamy ją pod kontem popularności i dystrybucji – czytamy. Ponadto, liczba tweetów nie koreluje z liczbą odsłon. „Jest to prawdopodobnie jedna z najgorzej strzeżonych tajemnic o mediach społecznościowych” – wspomina Dougherty. Podkreśla zatem, że liczba obok przycisku Tweet nie podaje tak naprawdę, ile osób przeczytało to, co teraz ty czytasz. Pojawia się więc pytanie, o czym to mówi.
Czasami liczba widoczna na Twitterze oznacza liczbę tzw, followersów. Wiadomość, że ktoś, kto ma mnóstwo osób śledzących jego profil, udostępni twój artykuł jest pozytywna. Takie sytuacje zalicza autor do szarej strefy serwisu. Autor podkreśla, że kliknięcie nie oznacza, że użytkownik przeczytał dany artykuł. Ponadto, pozytywne opinie pojawiające się w Internecie mogą być przesadzone, a internauci podatni na manipulację. Liczba widoczna w serwisie wpływa na naszą decyzję, czy chcemy podzielić się daną treścią. Dougherty pyta: co więc mogą zrobić specjaliści od marketingu i komunikacji, aby ograniczyć wpływ zaproponowanej przez Twittera zmiany?
Po pierwsze: pomiar. Można zmierzyć jak mają się akcje na Twitterze do akcji np. na Facebooku Po drugie: migracja. Można znaleźć sposoby, aby zachęcić zwolenników do zapisania się do listy subskrybentów e-mail. To zaś, „może stanowić dobry sposób na utrzymanie odsłon, jeśli brak liczby akcji na Twitterze zmniejsza liczbę skierowań do Twojej witryny” – dodaje Dougherty. (ak)