Czym tak naprawdę jest lobbing? Jak zauważa Polska Dziennik Łódzki, ostatnio dużo mówi się o lobbingu profesjonalnym i lobbingu „dzikim” oraz jego odmianach – „partyzanckim” i „kowbojskim”, O różnicach rozmawiała Joanna Leszczyńska z Witoldem Michałkiem, ekspertem ds. lobbingu Business Centre Club.
Jak podkreśla Michałek, lobbing profesjonalny to np. lobbing organizacji biznesu, których przedstawiciele ciągle starają się przeforsować pewne zapisy deregulacyjne związane z biznesem, np. spotykając się z przedstawicielami Ministerstwa Gospodarki. „Takim lobbingiem nikt się nie interesuje, bo to jest codzienność” – mówi ekspert i nazywa go „cywilizowanym”, „prowadzonym w ramach pewnych procedur”. Natomiast lobbing „dziki” jest jego zdaniem prowadzony przez wszystkie grupy interesów, które starają się jednorazowo załatwić jakąś sprawę, nie mogąc się dobić w ramach procedur do decydentów. „W związku z tym wykorzystują i swoje znajomości, żeby przedstawić swoje argumenty, które są lub nie są dalej wykorzystywane” – tłumaczy Michałek. I dodaje, że obecna ustawa lobbingowa dyskryminuje lobbystów zawodowych, ponieważ zmusza ich rozmówców, czyli przedstawicieli organizacji zawodowych czy parlamentarzystów, żeby robili sprawozdania z przebiegu tych spotkań według „bardzo dziwnych kryteriów, które ich odstraszają”.
Podkreśla także, że problem polega na tym, że w Polsce powszechnie uważa się., że jakikolwiek wpływ ze strony lobbysty zawodowego jest destrukcyjny dla interesu społecznego. „A to jest oczywista nieprawda, bo lobbystów zawodowych zatrudniają też organizacje pacjentów, promotorzy kultury, a nawet hodowcy kanarków. Nie mówiąc o tym, że lobbystami zawodowymi posługują się rządy na forum dyskusji unijnych, czy w ogóle w stosunkach międzynarodowych, czy w organizacjach międzynarodowych” – wyjaśnia przedstawiciel Business Centre Club. Przez taki stan rzeczy – jak mówi – wszyscy inni, którzy lobbystami wedle ustawy nie są, i tak biorą za to pieniądze. A ponieważ nie są objęci obowiązkiem sprawozdawczości publicznej w tej sprawie, to „robią, co chcą”. Przez to decydenci i politycy nie unikają tych spotkań, natomiast lobbyści zawodowi są spychani na koniec kolejki lub odstawiani na boczny tor” – czytamy w wywiadzie. Michałek zaznacza w nim, że szara strefa lobbingu jest olbrzymia, ale prawdziwe zagrożenie polega na tym, że nie ma odpowiednich uregulowań systemu stanowienia prawa. Podsumowując, stwierdził: „Granica jest nie w zachowaniach tych, którzy lobbują, ale w zachowaniach tych, którzy są przedmiotami tego lobbowania, czyli decydentami”. (es)