Mijają już trzy lata od przystąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej, a Polska dopiero zaczyna się uczyć reguł profesjonalnego lobbingu w instytucjach unijnych – czytamy w Pulsie Biznesu. Według autora artykułu dzieje się tak m.in. dlatego, że taka działalność jest przez Polaków źle postrzegana („szemrane załatwiactwo”).
„Biorąc pod uwagę niską świadomość legalnych mechanizmów lobbingowych wśród naszych przedsiębiorców, nie możemy się dziwić, że i w kontaktach z reprezentantami instytucji unijnych też nie jest wysoka” – twierdzi Grzegorz Ziemniak, prezes Stowarzyszenia Profesjonalnych Lobbystów w Polsce. A zgodnie z tym, co mówi Janusz Lewandowski, europoseł PO, do swoich racji należy przekonywać na każdym etapie prac nad interesującą lobbystów dyrektywą. Według niego najbardziej widoczni w Brukseli są przedstawiciele przemysłów: cementowego, chemicznego i wódczanego.
Komentując sytuację, Piotr Czarnowski, prezes agencji First Public Relations, zauważa, że działania polskich lobbystów w Parlamencie Europejskim „są przypadkowe, chaotyczne i na ogół nieprofesjonalne. (…) W lobbingu trzeba nauczyć się nie tylko mówić, ale także słuchać. Polskie firmy, a także niestety politycy, idą do Brukseli ze swoją jedynie słuszną ideą i głusi są na to, że odbiorca ich po prostu nie rozumie i dlatego nie popiera. Typowa polska reakcja na to wcale nie polega na analizie »co zrobiłem źle w komunikacji i co muszę zrobić, żeby mnie zrozumiano«, tylko na agresywnym »złośliwe głupki nie chcą zrozumieć, trzeba im dokopać«”. (jcm)