Jeszcze do niedawna brytyjskie władze chciały ograniczyć dostęp do serwisów społecznościowych, jednak postanowiły wycofać się z tego projektu. Kwestia ta wywołała ostrą dyskusję. „Wygląda na to, że reżimy totalitarne nie są jedynymi, które borykają się z wpływem mediów społecznych i chcą zatkać usta serwisom takim jak Twitter czy Facebook” – Gazeta Wyborcza przytacza fragment z magazynu Business Week.
Dyskusja rozgorzała zarówno wśród polityków, jak i na portalach społecznościowych. Według niektórych konserwatywnych polityków, ograniczanie dostępu do Facebooka czy Twittera w czasie zamieszek, mogłoby być dobrym rozwiązaniem.
Głosy internautów były bardziej zróżnicowane. Jedni popierali ten pomysł: „Jeśli to powstrzyma złodziei, to jestem za. Lepszy chwilowy dyktator, który zaprowadzi porządek, niż tysiące złodziei” – pisze na Twitterze Barnes651. Jednak większość użytkowników była oburzona, ponieważ nie widzą oni różnicy między mediami społecznościowymi a mediami tradycyjnymi, a ograniczanie dostępu do nich to ingerencja w prawo o wolności słowa.
Ostatecznie rząd odrzucił projekt, a na spotkaniu z przedstawicielami portali – Facebook, Twitter i Research of Motion – nie wspominano o blokowaniu czy ograniczeniu działania portali. (kg)
